Ukoronowaniem zmian w Polsce, które rozpoczęła debata telewizyjna Miodowicz – Wałęsa, a potem było piękne zwycięstwo i upadek komunistów w dniu wyborów do sejmu 4 czerwca 1989r, był wybór Lecha Wałęsy na prezydenta i jego pierwsza zagraniczna wizyta jak prezydenta Polski do Stanów Zjednoczonych. Każdy z nas pamięta jego historyczne wystąpienie w senacie USA i jego słowa, które stały się legendą na całym świecie. : My – Naród…, które amerykański tłumacz przetłumaczył: We People… W tych krótkich i zwięzłych słowach przemówienia naszego prezydenta jest zawarta cała kwintesencja naszej polskiej wolności, naszego zwycięstwa i naszej dumy narodowej. To były początki polskiej demokracji. Cośmy z nią zrobili? Czy i dzisiaj, gdybyśmy usłyszeli te słowa, to wbiłyby nas one w Narodową Dumę?
13 grudnia 1981r. generał Wojciech Jaruzelski ogłosił Stan Wojenny w Polsce. W tym roku obchodzimy kolejną jego rocznicę. Czy jest ona warta pamięci? Wielu ludzi w Polsce, w tym polityków traktuje tę rocznicę jako święto narodowe, warte celebracji. Tymczasem datę trzynasty grudnia należy wspominać jak dzień zadumy nad ofiarami Stanu Wojennego i dzień wspominania tych, co walczyli z naruszaniem przez komunistyczną władzę praw obywatelskich. Są jednak w Polsce ludzie, dla których data 13 grudnia 1981r to święta data, choć… sami ją wypierają.
Jan W. siedzi przy oknie na sali chorych w szpitalu psychiatrycznym w Lubiążu / woj. dolnośląskie/, nie interesują go inni pacjenci, którzy rozmawiają z wyimaginowanymi przyjaciółmi i myśli, że to znowu będą kolejne święta Bożego Narodzenia, które spędzi sam i nawet jest zadowolony, że w szpitalu, bo w domu nie ma ani rodziny, ani przyjaciół. Zastanawia się, co zrobił źle, że mu w życiu nie wyszło. Od dwudziestego roku życia choruje na schizofrenię. Jego życie toczy się od remisji do remisji i żadne z jego marzeń się nie spełniło. Nie skończył studiów, nigdy nie pracował, nie założył rodziny. Dziś ma 55 lat i od trzydziestu pięciu lat jest na najniższej rencie i żyje z tego, czym go zabezpieczyli rodzice za życia. Do ludzi nie wychodzi, bo nawet w tych nielicznych momentach, kiedy nie ma nawrotu choroby, jest wycofany z życia, nic mu się nie chce robić, tylko by leżał zapatrzony w sufit i myślał, o tym, co zawinił życiu, że tak go doświadczyło. Przecież jest zwolennikiem aktualnie rządzącej partii Prawo i Sprawiedliwość, partii patriotów i prawdziwych Polaków. Czy na nim się ogniskuje przekleństwo biblijne: Za grzechy rodziców cierpieć będą dzieci do ósmego pokolenia!
Dziadek Jana C. był przed II Wojną Światową robotnikiem folwarcznym u dziedzica o nazwisku Gołębiowski spod Kunowa w woj. Świętokrzyskim. Przed wojną jego dziadek ledwie się umiał podpisać i miał trudności z czytaniem urzędowych pism. Po wejściu wojsk radzieckich do Kunowa dziedzic gdzieś zniknął, dziadek Jana C. też wyjechał na Ziemie Odzyskane i odnalazł dziedzica. Zamieszkał na wsi pod Wschową, małym miasteczku niedaleko Głogowa. Tutaj dostał ziemię z reformy rolnej. Niestety, gospodarowanie mu nie szło i … jego obsesją stał się były dziedzic Gołębiowski. Uważał, że to niesprawiedliwe, że on jest nikim, a były krwiopijca i zakuty karzeł reakcji robi karierę. Zapisał się do partii, organizował pierwszą polską gazetę na Dolnym Śląsku Słowo Polskie we Wrocławiu i był dyrektorem. Dziadek Jana C.. też zapisał się do partii, a także został donosicielem Urzędu Bezpieczeństwa. Całe życie deptał byłemu swojemu dziedzicowi po piętach. To przez niego UB aresztowało Gołębiowskiego za… pochodzenie i odsiedział parę miesięcy w kaźni UB na Kleczkowskiej we Wrocławiu. Jedyne jednak co się dziadkowi Jana C. udało, to dzięki polityce awansu społecznego i darmowym wyższym studiom wykształcić syna. Ojciec Jana C. skończył Akademię Górniczo – Hutniczą w Krakowie i kiedy w okolicach Lubina na Dolnym Śląsku odkryto rudy miedzi i powstały kopalnie, przeniósł się do Lubina i został sztygarem w kopalni. Zapisał się do PZPR i awansował. W połowie lat siedemdziesiątych otworzyła się przed nim okazja wyjechać na kontrakt do Libii. Jednak podczas starania się o paszport. Służba Bezpieczeństwa kazała mu podpisać lojalkę. Podpisał! I Obsesja nienawiści do rodziny Gołębiowskich przeszła i na ojca Jana C. Potomek znienawidzonej rodziny miał zamiast niego pojechać na kontrakt do Libii. Ojciec Jana c. napisał na wroga wyimaginowany donos i… to on pojechał do Libii. Potem powstała Solidarność, ojciec Jana C. zapisał się do Solidarności w Lubinie i aktywnie działał. To on był inicjatorem pacyfikacji miasta w dniu 30 sierpnia 1982r i to on należał do grupy inicjatywnej prowokacji na rynku w Lubinie, która spowodowała akcję ZOMO i zastrzelenie trzech mieszkańców Lubina w dniu 31 sierpnia 1982r. Potem działał w SB na rzecz likwidacji szkoły podstawowej nr 4 w Lubinie, którą SB uważało za „gniazdo małych os”, czyli wylęgarnię wywrotowej dla ludowej ojczyzny młodzieży. Likwidacja „czwórki” i powstanie II Liceum Ogólnokształcącego w Lubinie to był ostatni sukces SB w Lubinie. W latach dziewięćdziesiątych za demokracji ojciec Jana C. przeszedł na emeryturę górniczą, w politykę aktywnie się już nie angażował. Kiedy Jarosław Kaczyński założył swoją partię najpierw Porozumienie Centrum, a potem Prawo i sprawiedliwość stał się jej zagorzałym zwolennikiem i… wszystkim opowiadał, że… konieczna jest lustracja w Polsce. Za demokracji zajął się chorym na schizofrenię synem i zabezpieczył go materialnie. Pogodził się z faktem, że nigdy nie będzie dumny z syna, że ten nie zrobi kariery. Bolało go tylko, że potomkowie Gołębiowskich porobili kariery zawodowe i są znani w kraju i świecie. Jan C. się z tym nigdy nie pogodził. Nawet dzisiaj będąc pacjentem szpitala psychiatrycznego w Lubiążu opowiada kolegom na sali, że w Stanie Wojennym był bohaterem, a podczas pacyfikacji Lubina w dniu 31 sierpnia 1982r rzucał kamieniami w ZOMOwców. Prawda jest taka, że ojciec nie tylko go nie wypuścił z domu, ale nawet zabronił podejść do okna…
Sprawa tzw. lustracji w Polsce przewijała się już od 1993r, kiedy premierem był Jan Olszewski, a w jego rządzie teczkami zajmował się Antoni Macierewicz. Wtedy też w sejmie Janusz Korwin Mikke zaproponował lustrację, a decydowaniem o tym miał się zająć Antoni Macierewicz. Osoba lustrującego stała się zarzewiem konfliktu rządu z prezydentem Lechem Wałęsą, rząd Olszewskiego upadł, a dzisiaj rządzący z partii Prawo i Sprawiedliwość mają za złe Wałęsie, że przyczynił się do upadku rządu zarzucając mu zamach stanu zwany… nocną zmianą. Wielu zwolenników PiSu uważa, że to… agenturalna przeszłość Wałęsy spowodowała, że unicestwił lustrację. To nieprawda, bo lustracja się odbyła! Powstał Sąd Lustracyjny, który oceniał kandydatów na prezydentów i członków rządu pod względem, czy nie współpracowali z peerelowską Bezpieką. Obecnie rządzący PiS za priorytet uznał dekomunizację. Uchwalił ustawę o obniżeniu emerytur byłych pracowników Służby Bezpieczeństwa w PRLu. Pod hasłem dekomunizacji i dezubekizacji PiS rozpoczął reformę sądownictwa w Polsce. W kraju rozpoczął się przeciw temu sprzeciw. Rządzącej partii zarzuca się, że łamie zasady praworządności. I niestety… mają wiele racji. Dziadek mnie uczył, że jak się przeprowadza odnowę moralną to trzeba zacząć od siebie. Czy PiS przeprowadzając dekomunizację i dezubekizację wie, że… ma Konia Trojańskiego w swoich szeregach?
Rocznica trzynastego grudnia to przede wszystkim rocznica zadumy nad tym, jacy byliśmy w czasach PRLu. A jacy byliśmy? O tym świadczy to, czy stając przed lustrem możemy spojrzeć na siebie z podniesioną głową. To jest trudne. Kiedyś w rozmowie z Olgą Lipińską Jerzy Stuhr powiedział, że historia sprawiła, że Polak nie jest prosty, ma pokrzywiony i pokręcony kręgosłup moralny. I to prawda! W naszej historii, zwłaszcza tej najnowszej z PRLu Polak zmuszony był lawirować między dobrem i złem. Przykładem bardzo dobrym jest Lech Wałęsa. Dziś wielu ludzi prostych i prosto myślących, dla których istnieje tylko dobro i zło, ma mu to za złe. My wykształceni i mądrzy śmiejemy się z nich, w Polskiej historii nie ma barw czarnych i białych. Jest szarość i różne odcienie kolorów. A może prości ludzie są mądrzejsi od nas? Bo myślą prosto i kręgosłup ich nie boli…
Kolejna rocznica ogłoszenia Stanu Wojennego i… We People… Jacy dzisiaj jesteśmy i co się przez ćwierć wieku wolności z nami stało, że Polak dla Polaka stał się wilkiem? Dlaczego zapomnieliśmy, że kiedyś Kościół Katolicki i wartości nas łączyły? Dziś Kościół dzieli, a… ideały sięgnęły bruku. Powiedzenie We People dziś młodzież śmieszy? A powinno?
Zobaczymy! Ja jestem romantyczką i marzę, że Naród Polski odrodzi się jak feniks z popiołów. Niech dla rządzących w tę rocznicę uchwalenia Stanu Wojennego 13 grudnia będą maksymą słowa wieszcza: ” … Czy popiół po nas zostanie i zamęt, co idzie w przepaść z burzą, czy na dnie popiołu gwiaździsty diament, wiekuistego szczęścia zaranie.” To było motto powieści Jerzego Andrzejewskiego „Popiół i diament” – najlepszej polskiej powieści o Żołnierzu Wyklętym. Odpowiedzialność rządzących przed Bogiem i Historią powinna być ich jedyną odpowiedzialnością? Stan Wojenny jest ostrzeżeniem…
Jestem prawnikiem, psychologiem i dziennikarzem, w kolejności, w której napisałam. W dziennikarstwie piszę co mi w duszy gra, ale uważam by było to sensowne, miało treść i spełniało społeczną rolę.