Była kiedyś taka piosenka: „Uwierz w siebie, uwierz w ludzi, uwierz w nas!”. To bardzo mądre słowa. Jest bowiem bardzo dużo ludzi zakompleksionych, niepewnych swojej wartości, którzy na siłę starają się podwyższyć swoje ego i sztucznie podnieść swoje uznanie pośród ludzi. Różne są sposoby podniesienia swego ego, zwykle są to zewnętrzne sposoby, pokazanie ludziom: ja jestem kimś! Popatrz, ile znaczę, jaki jestem wielki! Czy jednak są to skuteczne sposoby? Czy rzeczywiście takie sposoby dają trwałe efekty pokazania, że wierzę w siebie? A zatem… uwierz w siebie!
Niedawno na Facebookowym forum dyskusyjnym ktoś zamieścił mem, który przedstawiał dwie myszy, które posadziły marchewkę. Jedna wyciągnęła wielką, a druga małą i ta, co wyciągnęła małą, miała uśmiech na twarzy. Podpis pod zdjęciem głosił, że nie zawsze to, co uznajemy za sukces jest sukcesem. Rysunek ma sporo racji, albowiem dla każdego człowieka sukces jest czymś innym. Dla jednego sukcesem jest dokonanie czegoś wielkiego, np. napisanie poczytnej powieści i koniecznie zdobycie za nią Nagrody Nobla. Dla innego sukces jest zrobienie czegoś małego, np. wykonanie dobrze swojej roboty i premia od szefa. Sukcesów jest tyle, ile ludzi. Najprościej: jaki człowiek, taki sukces. Nie wolno się zatem śmiać z tych, co mają… tzw. małe aspiracje, czyli zadowalają się małym sukcesem w życiu. W życiu panuje bowiem zasada małych kroczków. Jak niegdyś słowa piosenki dla przedszkolaków: „śpiewaj z tatą, śpiewaj z mamą, a kto wie, gdzie będzie finał.” Marzenia są piękne! Trzeba mieć marzenia, a realizacja marzeń to sukces. Dla każdego indywidualnego człowieka jak największy!
Niedawno na tzw. Paradzie Równości” widziałam wywiad z szesnastolatkami biorącymi udział w Paradzie Równości. Dziewczyny miały na powiekach… wytatuowane barwy LGBT. Moja znajoma, gdy to zobaczyła, powiedziała: Kto im tak zamieszał w głowach? Wypowiedź była wulgarna. Tzw. zwolennicy LGBT pokazujący się na Paradach Równości słyną w ogóle z pokazywania ekstrawagancji. Na głowach mają słynne już fryzury irokezy, a ciała dość obszernie pokryte tatuażami. Nie wiadomo, po co ci ludzie tak szokują i co chcą pokazać. Czy to jest chęć zabłyśnięcia i udowodnienia: ja jestem kimś? Czy to krzyk rozpaczy: pokazanie: Zobacz, ja też istnieję! Jedno jest pewne, przez taką ekstrawagancję ci ludzie w społeczeństwie nie mają dobrych notowań, ludzie się do nich zrażają. Polskie społeczeństwo jest tradycyjne i konserwatywne. Jeden ksiądz powiedział nawet, że… tatuaż jest szatański, że to objaw tego, że w dwudziestym pierwszym wieku Szatan sobie po świecie swobodnie hasa. Co to jest tatuaż? Czy to chęć pokazania siebie? Czy zabłyśnięcia i udowodnienia ludziom: zobacz , kim ja jestem?
Tatuaż za definicją encyklopedyczną to forma modyfikacji ciała polegająca na wprowadzeniu tuszu do skóry właściwej, aby zmienić pigment skóry. W krajach zachodnich około kilkanaście procent populacji ma tatuaż, częściej posiadają go mężczyźni i osoby młode. Tatuaż znany jest od zarania dziejów. Już Biblia o nim wspomina. Księga Kapłańska /19,28/ wspomina o tatuażu. Znajduje się w niej zakaz tatuowania ciała. Być może dlatego, że najwcześniej był spotykany tzw, tatuaż rytualny w społeczeństwach pogańskich, w których wyznawano wielobóstwo. Biblia Żydowska wyznająca jedynego prawdziwego Boga uznała pogański obyczaj fetowania w ten sposób bożków jako służenie demonom. W związku z tym Kościół Katolicki uznaje tatuaż za znak szatański i jako taki potępia jako grzech. W XX wieku tatuowanie się uznawano za przynależność do marginesu społecznego. Tatuaż był ściśle związany z pobytem w więzieniu, tatuaż był dowodem na to, że ktoś, głównie mężczyzna przebywał w więzieniu. Jako taki tatuaż był potępiany społecznie. Modę na tatuaż przyniosły lata dziewięćdziesiąte dwudziestego wieku. Dziś tatuują się nie tylko mężczyźni, ale i kobiety i to nie tylko w postaci sekretnego motylka na pupie dla ukochanego, ale często w sposób artystyczny tatuują całe ciało. Dziś tatuowanie jest cool, a celebryci nadają temu ton. Dlatego Kościół Katolicki uznał XXI wiek za czas panowania Szatana i szatańskie zwyczaje. Czy jest to słuszna ocena? Oceńcie sami!
Córka mojej znajomej wyjechała do Holandii. Tam tatuowanie się jest dość powszechne i nie budzi takiego sprzeciwu i potępienia jak w Polsce. Znajoma spytała się córki, czy zrobi sobie tatuaż, by się nie wyróżniać. Jej córka odpowiedziała, że nie czuje takiej potrzeby. Kiedy matka zapytała jej się, czy w jej pracy się kobiety tatuują, odpowiedziała, że raczej te, które są zakompleksione, nie czują własnej wartości i przez tatuaż chcą pokazać, ile znaczą.
Tatuowanie się jest niewątpliwie podyktowane chęcią pokazania się, zabłyśnięcia, wyróżnienia się z tłumu. Robią je ludzie, zwłaszcza dotyczy to kobiet, które nie czują własnej wartości, mają kompleksy i czują, że nie mogą się inaczej wyróżnić z tłumu. A wyróżnić z tłumu się chce każdy! Każdy człowiek ma swoją indywidualną osobowość i ma naturalną potrzebę ukazania jej innym, wyróżnienia się z tłumu. To jest normalne i całkiem pożądane. Oczywiście godne pochwały jest wyróżnienie się swoim intelektem, talentem, czymś co robi się w życiu, co się kocha i daje satysfakcję. Wyróżniać się też można niepowtarzalną urodą. Niestety, są ludzie, którym tych cech brakuje albo mają kompleksy i uważają, że z tego powodu nikt ich nie doceni. Jednak i ci ludzie mają naturalną wyróżnienia się z tłumu. I wtedy wybierają różne zastępcze środki, by… szokować. Takim środkiem jest właśnie tatuaż! Absurdalne jest, że nie robią jednego, dyskretnego rysunku, ale chcą szokować: wykonują „artystyczne” lub pseudo artystyczne rysunki na całym ciele. Tatuaż to bardzo głupi sposób na wyróżnienie się, a szokowanie działa na krótko. Tym bardziej, że tatuaż jest trwały, a jego usunięcie, kiedy delikwentka zmądrzeje lub tatuaż się jej znudzi, jest procesem długotrwałym, ciężkim i bolesnym. Zrobienie sobie tatuażu to tylko… złudne zwiększenie swojej wartości. Po jakimś czasie okazuje się, że tatuaż nie daje nam satysfakcji, a depresja z powodu niskiej oceny samej siebie nie mija, mimo że… mamy pentagram na klatce piersiowej, a ludzie stale się na nas patrzą. Własnej samooceny nie podwyższa nawet to, że wiodące media nas zapraszają do programu, podziwiają nasz tatuaż i każą opowiadać, jaką nam daje satysfakcję. Czy ta satysfakcja to ułuda? Czy warto się okaleczać robiąc tatuaż?
Moja dyrektorka w liceum ostro tępiła robienie sobie przez dziewczęta trwałej ondulacji na głowie. zwykła mawiać: Co na głowie, to i w głowie.
Niedawno moja szesnastoletnia córka… zachorowała na tatuaż, bo wszystkie koleżanki w klasie mają i głupio się czuje, bo się wyróżnia bez tatuażu. Kiedy jej kategorycznie zabroniłam, złapała focha. Na szczęście, wszystko skończyło się dobrze, córka wyleczyła się z tatuażu. Wygrała w szkole konkurs naukowy i koledzy i koleżanki zaczęli zabiegać o jej względy. Powiedziała mi, że szacunek buduje się tym, kim się jest, a nie tym, co się ma na ciele.
Można więc sparafrazować słowa mądrej dyrektorki: co na ciele , to w głowie. Jak masz … kiełbie na ciele, to i w głowie masz kiełbie!
Uwierz w siebie, uwierz w ludzi, uwierz w nas! A staniesz się ważna dla ludzi. I wtedy zadaj sobie pytanie, czy warto się tatuować? I… znajdziesz odpowiedź!
Kościół Katolicki twierdzi, że czasy mamy szatańskie. Czy ludzie LGBT będą musieli się tatuować, by społeczeństwu pokazać swoją wartość? Zasłużyć na szacunek ludzi jest trudno. Ludzie LGBT mają pod górkę. Ja jednak myślę, że czasy nadchodzą coraz lepsze i człowiek zrozumie drugiego człowieka. Bo ceni się za to, kim kto jest, a nie jaki jest! Czy jestem niepoprawną romantyczką?
Jestem prawnikiem, psychologiem i dziennikarzem, w kolejności, w której napisałam. W dziennikarstwie piszę co mi w duszy gra, ale uważam by było to sensowne, miało treść i spełniało społeczną rolę.