Kibice Legii

Trochę szacunku dla szalikowców

Szalikowiec w polskim społeczeństwie jest postrzegany jednoznacznie negatywnie. Odsądzany od czci i wiary, obdarty z ludzkich cech, jawi się nam jako degenerat, którego pasją jest rozwalanie i bicie kogo popadnie. Negatywne opinie na temat szalikowców są niezwykle płytkim przejawem stereotypów, wyrosłym na polskim gruncie na skutek licznych medialnych manipulacji. Jaka jest jednak prawdziwa twarz człowieka, dla którego stadionowa bójka to chleb powszedni?

Kibice Legii

Problem z awanturami stadionowymi pojawił się w Polsce w latach 80-tych, wtedy na dobre rozpoczęło się kibicowanie „na ostro”. Wiązało się to również z niechęcią młodych ludzi do milicji, czemu upust dawano właśnie na stadionowych rozróbach. Oczywiście szalikowców rozpierała agresja ale w tym było i głębsze dno: milicja kojarzyła się z reżimem, do którego młodzi ludzie byli w opozycji. Napięta atmosfera na stadionach zaczęła narastać po systemowej transformacji. Choć oczywiście nie ma wiarygodnych badań potwierdzających wzrost tego typu zjawisk. Faktem jest to, że media zaczęły się tym tematem żywić, często wyolbrzymiając problem i piętnując kibiców, przypinając im łatki bandytów.

Oczywiście nie zamierzam bronić w tym miejscu ludzi demolujących i palących stadiony, a czasem i centra miast, ale chciałbym na ten problem spojrzeć też od drugiej strony. Nie trzeba być profesorem, żeby stwierdzić, że agresja jest wpisana w ludzką naturę i musi znaleźć swe ujście. W warunkach stadionu wystarczy „iskra”, punkt zapalny, który rozgrzewa młodych ludzi do natychmiastowego ataku. Nie ma w tym nic dziwnego, tłum staje się jednością i jednostki w nim będące tracą zdolność samodzielnego myślenia. Zazwyczaj punktem zapalnym są utarczki z policją, która wśród kibiców odziedziczyła spuściznę antypatii po milicjantach. Niechęć do mundurowych jest z pewnością przesadzona, ale na pewno nie zawsze są oni bez winy. Jednak media zawsze opisują burdy stadionowe jednostronnie: „bandyci zaatakowali policjantów”. Zazwyczaj sądy takie wygłaszają dziennikarze, którzy swój udział w kibicowaniu ograniczają do siedzenia wieczorem przed telewizorkiem. Przekaz medialny w tej kwestii zawiera też nieprawdziwe dane, sugerujące, że na stadionach bije się margines społeczny. Nic bardziej błędnego! Wśród szalikowców jest szeroki przekrój młodych ludzi: od osiedlowych dresiarzy, po wykształconych dobrze zarabiających ludzi. Łączy ich miłość do walki i w ten sposób znajdują upust dla swej agresji.

Nie zamierzam w tym artykule spekulować jakie powinno być rozwiązanie problemu burd na stadionach. Wydaje się jednak oczywiste, że agresja nie zniknie, lepiej chyba byłoby gdyby przeniosła się poza stadiony. Stąd uważam, że tak zwane „ustawki” między kibicami mają sens, jeśli odbywają się na pustkowiu, nie ma zagrożenia dla osób postronnych i mienia. Najczęściej są to walki prowadzone według pewnych reguł, które regulują zasady wypracowane przez obie grupy przed walką. Oczywiście można mi zarzucić przyzwolenie dla agresji. Ale jeśli ktoś chce się bić i znajduje przeciwnika, a nie ofiarę, to czemu taka walka ma być zabroniona? Warto też przy tym temacie zauważyć całą otoczkę polskiego sportu. Próbuje się nam przedstawiać szalikowców jako chuliganów niszczących piłkarskie święto. Ale tak naprawdę zapomina się o tym, że polską piłkę niszczą elegancko ubrani panowie, którzy w zaciszu swoich gabinetów ustalają wyniki meczów. To ludzie, którzy grają w piłkę korupcyjną sprawiają, że mecze piłkarskie nie są świętem, ale kupioną szopką. Do tego dochodzą piłkarze, nie przywiązani do klubowych barw, „aktorzy” widowisk. Polscy piłkarze traktują nasze niszczejące stadiony jako miejsce, gdzie mogą się wypromować do średniaka z II ligi niemieckiej. Czy godnie reprezentują barwy polskich klubów, traktując je jako zło konieczne? Dla rodzimych kibiców są gwiazdami, na zachodzie stają się przeciętnymi rezerwowymi z Polski. Do tego wszystkiego dochodzi bagno związane z tak zwanymi działaczami, ludźmi, którzy od wielu lat odgrażają się, że naprawią polską piłkę i zrobią porządek na stadionach. Ale to tylko puste obietnice. Cały czas widzimy te same stare twarze, pamiętające poprzedni system, słyszymy o gierkach w kuluarach, grupach interesów. Media krytykują bossów polskiej piłki, jednak chyba bardziej celna jest przyśpiewka stadionowa, którą zacytował jakiś czas temu w telewizji, pewien niesforny poseł.

Jak na tym tle wypadają szalikowcy? Ludzie z różnych stron, rozmaitych środowisk, ludzie posiadający swój honor. Sezonowo wiernych barwom piłkarzy przewyższają zaangażowaniem w losy klubu, dopingując go nawet w IV lidze, podczas gdy piłkarze w takich chwilach wieją do okręgówki na Cyprze. Owszem demolując stadiony łamią prawo, dostają kary, na co zasługują, ale ponoszą odpowiedzialność w przeciwieństwie do skorumpowanych działaczy, którzy wciąż „naprawiają” polską piłkę. Przewyższają też piłkarzy, których można kupić i dostać dobry wynik tym, że żaden szalikowiec nie da się kupić i na „ustawce” będzie się bił jak najlepiej potrafi i nikomu za pieniądze się nie podłoży. Patrząc na nędzny krajobraz polskiej piłki, nie odważyłbym się odsądzać od czci i wiary agresywnych młodych ludzi ze stadionów i wszystkim ich krytykom polecam by takim językiem jak mówi się o szalikowcach darzyli organizatorów polskiej piłki i marnych piłkarzy.

Rating: 4.5/5. From 34 votes.
Please wait...

Jeden komentarz do “Trochę szacunku dla szalikowców”

  1. Media mają bardzo duży wpływ na wizerunek szalikowców. Bardzo chętnie informują o burdach, ale juz mniej chętnie o np. organizowaniu wyjazdów dla niepełnosprawnych albo oddawaniu krwi na kibica rannego w wypadku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *