Ujawnione niedawno przez media rewelacje dotyczące wicepremiera Pawlaka zatrudniającego swoją rodzinę w firmach sponsorowanych przez Skarb Państwa ukazują nie tylko przywary polityków, ale w sensie szerszym są kwintesencją polskiej wsi.
Omówione przez „Dziennik” przypadki dotyczące Pawlaka w zasadzie nikogo nie zdziwiły, podobnie jak oburzenie posłów PSL-u na doniesienia prasowe wyrażane na forum mediów. Według tych ludzi nic się nie stało. Jeśli osiągnie się stanowisko państwowe, trzeba pomóc „swoim”, czyli rodzinie, znajomym, mieszkańcom rodzinnej wsi. Już Platforma Obywatelska wyraziła oburzenie zachowaniem senatora Misiaka, gdzie zachodziło podejrzenie o konflikt interesów. Senator zostanie wyrzucony z partii. Wicepremier Pawlak natomiast ma inne standardy, „on już taki jest”, dlatego dalej będzie odpowiadał za polską gospodarkę w swym ministerstwie. Najgorsze słowa cisną się na usta w związku z tą sprawą, ale nerwy nie są tu receptą. Trzeba spojrzeć na problem szerzej i wreszcie zrobić pewien publicystyczny rozrachunek z całą polską wsią a nie z jej reprezentacją czyli PSL-em.
Według mnie polska wieś zawsze była ojczyzną ciemnoty. Panował tam brak wykształcenia, a ludzie z oporami przez wieki uczyli się higieny. Chłopi chodzili do Kościoła, jednak z mszy nic nie rozumieli, bo oczywiście nie znali łaciny. Stali się natomiast bastionem polskiego katolicyzmu. Do tego pod polskimi strzechami zawsze rządził nierozgarnięty chłop będący panem i władcą dla swej posłusznej żony, która nawet, gdy on ją bił nie występowała o rozwód, bo tak po prostu nie wypadało. Dzieci na wsi nigdy nie wychowywano, lecz je hodowano, tak by pomagały w polu. Jeśli jakieś zmarło w dzieciństwie nie płakano za nim, jurny mąż zawsze stawał na wysokości zadania i płodził następne. W okresie zaborów polska wieś współpracowała z zaborcami by uzyskać korzyści. Dowodem na to była rabacja galicyjska podczas której przy poklasku Austriaków chłopstwo mordowało szlachtę. W czasie powstania styczniowego chłopi sprzedawali Rosjanom powstańców, w nagrodę dostali uwłaszczenie. W okresie PRL-u część chłopów w ekspresowym tempie zdobywała wykształcenie na przyspieszonych kursach. Władza zamierzała stworzyć inteligencję ludową. Tak powstały właśnie owe wykształciuchy, ludzie bez wiedzy, bez korzeni inteligenckich. Trafili na wyższe uczelnie, uzyskując dodatkowe punkty za pochodzenie. Tak chłopstwo przybyło do miast.
Cechą chłopstwa jest zawsze bronienie swego, przywiązanie do tej swojej małorolnej ziemi, na której nic nie rośnie, ale „to miał mój dziad”. Obrzydliwa powojenna reforma rolna dała włościanom majątki pracowicie należące do polskiej śmietanki, ziemiaństwa, które zamiast wideł i brudnych gumiaków miało herby. Ta chłopska solidarność ma oczywiście i dobre strony: silna, wspierająca się w trudnych momentach rodzina, mocny samorząd lokalny, zarządzanie swoim terenem. W socjologii panuje wręcz zachwyt nad społecznością lokalną, wymarzonym typem wspólnoty. Absolutnie nie zgadzam się z takim poglądem. Często zapomina się o patologiach jakie niesie tak skostniała wspólnota przeradzająca się w korupcjogenną sitwę. Na wsi najtrudniej złapać złodzieja, gwałciciela, mordercę, ponieważ zawsze cała wieś stoi za nim murem i go kryje. To jest to zamiłowanie do swoich i chowanie szamba pod dywan. Na wsiach i w chłopskich rodzinach najtrudniej odkryć patologię rodzinną ponieważ żona zawsze obroni męża, który bije jej dzieci, a sąsiedzi wolą siedzieć cicho. Na wsi wszyscy się znają, bo razem chodzili do szkoły. Zatem jeśli dwóch kolegów z jednej klasy pójdzie inną drogą życiową, jeden będzie pijanym kierowcą, a drugi policjantem, to ten drugi nigdy kolegi nie wsypie, że jechał „na gazie”. W końcu jest starym ziomkiem z podstawówki. Zamknięta wieś może też być miejscem samosądów, gdyż „starszyzna” zawsze może kogoś zlinczować. Tam bowiem rządzi prawo plemienne a nie państwowe. To jest cała patologia plemiennych struktur lokalnych.
No ale do tego wszystkiego od czasów transformacji 1989 roku dochodzi polska polityka, do której chłopi dorwali się żwawo. Zatem postanowili zadbać o swe plemiona, zapominając, że są na salonie. Zmienili lniane koszule na garnitury, ale słoma z butów dalej wyłazi. Stąd całkowity brak szacunku dla standardów moralnych w polityce. Nie zamierzam tu atakować tylko PSL-u. Podobnie było także z Samoobroną, która również dbała o swoich. Miała tylko gorszy wizerunek i słabszy PR, w dodatku tworzyła koalicję z PiS-em zatem była skazana na medialne pożarcie. Ciekawostką jest to, że od praktycznie 20 lat rządzi nami chłopstwo. PSL był już w koalicji z SLD, teraz z PO, rządziła też Samoobrona. Zawsze przez te partie koalicje padały a w przypadku PiS-u, stracił on twarz. Czy podobnie będzie z Platformą? Partie chłopskie są o tyle niewygodnym partnerem, że nie mają idei, pójdą do koalicji z każdym, byle dał stołki. PSL kochała lewicę, teraz liberałów, PiS-em też by nie pogardził, gdyby jakąś agencję rolnictwa dał. Dlatego PO musi grać grzecznie z PSL-em, bo ten może pójść w objęcia Kaczyńskich.
Samoobrona była w lokalnych koalicjach z SLD w samorządach, potem w koalicji rządowej z PiS, by w następnych wyborach wziąć na listy Leszka Millera. Tacy są chłopi, a nie polska scena polityczna. Przez to, że ciągle rządzą chłopi, nie można nigdy zrobić reformy KRUS-u. Zawsze będziemy musieli utrzymywać prowincję. Jak zmienić taka sytuację? Osobiście uważam, że powinien być ustawowy zakaz istnienia partii klasowych, bowiem jest tylko jedna taka-chłopska. Przypomina to dyktaturę proletariatu z dawnych czasów. Absurdem tej całej sytuacji jest to, że polski Sejm znajduje się na…Wiejskiej. Cała ta historia i wiejska mentalność na salonach przywołuje nostalgię za dawnymi czasami, gdy chłopi siedzieli na pańskim i robili to do czego są stworzeni. Wydaje się, że byli na swoim miejscu. A tak to mamy dziś rządy chłopów, które do udanych i korzystnych nie należą.
Socjolog, pasjonat fotografii