Kiedyś za Komuny oglądałam bardzo dobrą i naprawdę śmieszną komedię czechosłowacką pt. „Nikt nic nie wie”. Od tego czasu zwykło się mówić o kiepskim filmie: czeski film – nikt nic nie wie. To jednak nie jest obelga dla filmu, ale komplement. Bowiem… nawet kiepski film może mieć w sobie to coś i być wartościowy.
Takim właśnie przykładem jest amerykański film „Wieloryb”, w którym grający tytułową postać aktor otrzymał nominację do nagrody „Złoty Glob”.
Film „Wieloryb” dzieje się w ciągu kilku dni i jest podzielony na rozdziały zatytułowane: Poniedziałek, Wtorek, Środa, Czwartek i Piątek. Akcja filmu to dzień codzienny głównego bohatera – tytułowego Wieloryba – mężczyzny po przejściach, którego cechą jest, że waży 200 kg i akcja to jego ostatnie dni życia, umieranie. Film zaczyna się scenami wykładu w internecie, gdzie widzimy słuchaczy, a okno z wykładającym jest zamknięte. Potem akcja pokazuje obraz sprzed komputera i widzimy monstrualnie grubego faceta, który już nie może samodzielnie chodzić i ma kłopoty z oddychaniem. Charlie – bohater filmu to naukowiec prowadzący wykłady w internecie z lingwistyki. Kiedy był młody rodzice na przymus go ożenili, z małżeństwa spłodził córkę. On jednak jest gejem, zakochał się w mężczyźnie i porzucił żonę i córkę. Żył z przyjacielem, ale przyjaciel się załamał psychicznie i popełnił samobójstwo. Od tego czasu Charlie popadł w depresję i monstrualnie się roztył. W filmie widzimy go w ostatnich dniach życia, dalej opycha się fast foodami i batonikami, choć już umiera. Opiekuje się nim siostra jego przyjaciela. Chce go ratować i wysyła do szpitala na operację, ale on nie chce. Przychodzi do niego młody mężczyzna z seksty religijnej Nowe Życie i chce go skłonić, by pojednał się z Bogiem. Rezultat jest taki, że to ten młody mężczyzna godzi się z rodzicami i wraca na łono rodziny. Charliego odwiedza nastoletnia córka, która ma żal do niego, że ją porzucił. Ellie jak to nastolatka jest zbuntowana, nie toleruje gejów i lesbijek. W ostatni dzień Charlie ujawnia się swoim słuchaczom w internecie i następnie niszczy laptop. To już ostanie chwile jego życia. Przychodzi jego córka. Dochodzi między nimi do gorzkiej wymiany zdań, a następnie daje córce jej stare szkolne wypracowanie, które kiedyś napisała i każe czytać. Ellie czyta. Charlie wstaje z fotela i idzie ku otwartym drzwiom. Do mieszkania wpływa słoneczny dzień. Charlie unosi się w górę i następnie pojawia się białe tło. Ostania scena to plażą, morze i… Charlie z małą córką na brzegu. Koniec.
Film „Wieloryb” to film kiepski, typowy film ambitny z cyklu: nikt nic nie wie. I rzeczywiście w filmie nie wiadomo o co chodzi. Film jest statyczny, zrobiony w konwencji teatralnej. Znaczy się akcja dzieje się w jednym mieszkaniu, przez które wokół głównego bohatera przewijają się postacie. Coś w rodzaju „Kartoteki” Stanisława Różewicza. Tylko że tu nie wiadomo po co i o co im chodzi. Jakiś młodzieniec z religijnej seksty, który nie wiadomo po co przychodzi, a potem nie wiadomo z jakiej przyczyny rzuca sektę w wraca do rodziny. Córka bohatera, która nie wiadomo czego chce. I ten mętny końcowy symbol, kiedy jak mniemamy bohater umiera i unosi się do nieba i w domyśle pogodził się z córką, choć z treści filmu to nie wynika. Jednym słowem film jest miałki, nudny i bez treści. Ma jednak jeden niezaprzeczalny walor. To gra aktora grającego głównego bohatera. To gra mistrzowska. Aktor wczuł się w rolę monstrualnie grubej osoby i wspaniale pokazał tragedię osoby, która jest jak wieloryb, wyalienowana ze społeczeństwa, zamknięta w czterech ścianach i skazana na powolne umieranie w marazmie życia bez celu. Tragiczny koniec życia wieloryba. Film jest tragiczny, bo pokazał tragedię takich osób. Dla gry głównego bohatera warto ten film zobaczyć. I dla tego, by umieć dotrzeć i zrozumieć osoby monstrualnie grube. Osoby monstrualnie grube są wśród nas i warto podać im rękę. Bóg przecież dał nam empatię. Korzystajmy z niej!
Honorata R. w wieku trzynastu lat zaczęła przeżywać depresję. Nie była wstanie zaakceptować tego, co działo się z nią w okresie dojrzewania. Obwiązywała sobie bandażem rosnące piersi, stroniła od rówieśniczek, wstydziła się korzystać ze wspólnej szatni na basenie z innymi dziewczynkami, bez powodu wybuchała płaczem. Lekarz psychiatra stwierdził u niej wrodzony transseksualizm i patologiczny brak akceptacji swojej płci. Dał jej skierowanie na operację zmiany płci. Dziś Honorata jest Henrykiem. Depresja jemu jednak nie minęła. Przeciwnie dalej był płaczliwa, unikał towarzystwa. Tym bardziej że rówieśnicy w szkole go szykanowali i hejtowali. Niedawno ktoś zamieścił na Tik toku jego nagie zdjęcie z szatni na basenie. Dodatkowo został wykorzystana seksualnie przez przyjaciela rodziny… jako dziewczynka. Henryk R. popełnił samobójstwo mając piętnaście lat. Kto winien i z jakiej przyczyny?
Tolerancja to zrozumienie i akceptacja inności. Czy jesteśmy tolerancyjni? A inność może być różna. Są ludzie grubi, rudzi, geje, lesbijki, ludzie transseksualni. Polakowi przypięło się łatkę, że jest homofobem i ciemnogrodem w zakresie akceptacji, a raczej jej braku inności seksualnej. To prawda jesteśmy konserwatywni. Zwłaszcza ma się pretensję do dzieci i młodzieży, że szykanuje rówieśników innych seksualnie. To nie jest do końca tak! Młodzież zawsze była i jest nietolerancyjna dla odstających od sztampy. W szkołach zawsze się szykanowało i prześladowało grubych, rudych, upośledzonych umysłowo. Znam przypadek, kiedy koledzy codziennie po szkole bili na boisku chłopca lekko upośledzonego umysłowo, bo… w piątej klasie podstawówki babcia po niego przychodziła do szkoły. Tego chłopca broniła dziewczynka i biła się z kolegami z klasy. Taka jest cecha małoletniego, szczeniackiego wieku, że się nie myśli i postępuje tak, że się wstydzimy później swojego postępowania w dorosłym życiu. Dlatego w wychowaniu dzieci dużą rolę odgrywają rodzice. Trzeba im tłumaczyć, rozmawiać z nimi i wyjaśniać, co to jest dobro, a co zło. Młody człowiek nie od razu wszystko zrozumie i będzie błądzić. Pozwólmy mu błądzić! Błądzić jest rzeczą ludzką i człowiek uczy się na błędach. Oby na cudzych nie na własnych… Bo własne bolą!
Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. Jednak nie stworzył sztampy. Bóg dał człowiekowi własną i niepowtarzalną osobowość. Każdy człowiek jest inny i niepowtarzalny. I to dobrze i Bóg się z tego cieszy, że każdy człowiek jest sobą. I my powinniśmy być też Bogiem i akceptować drugiego człowieka z jego innością i niepowtarzalnością. Inność ubarwia świat i czyni go ciekawszym. Sprawia, że my ludzie chcemy poznawać świat i Bóg się cieszy, że jesteśmy otwarci na świat. Dlatego ” tolerancja” to bardzo ważne słowo w słowniku i powinno być na ustach każdego z nas. Nie bójmy się tolerancji!
Jestem ruda! Czy to znaczy, że mam odejść z tego świata, bo świat nie jest dla mnie? Uchowaj Boże! Ja kocham świat i nie zamierzam z niego odchodzić i … zmieniać się. A ty?
Kiedyś jeden reżyser powiedział, że jedynym co by go zmusiło do emigracji z polski, to byłaby daleko posunięta nietolerancja. Oby nie! Jesteśmy Polakami, którzy chlubią się państwem bez stosów… Wierzysz w to?
Jestem prawnikiem, psychologiem i dziennikarzem, w kolejności, w której napisałam. W dziennikarstwie piszę co mi w duszy gra, ale uważam by było to sensowne, miało treść i spełniało społeczną rolę.