Na studiach czytałam bardzo piękną książkę Lucy Maud Montgomery – jedną z nielicznych jakie napisała dla dorosłych pt. ” Błękitny Zamek”. Jest to powieść o zakompleksionej, samotnej dziewczynie, zbliżającej się do staropanieństwa, bo ma 27 lat, która jest marzycielką, żyje w stworzonym przez siebie świecie i jest szczęśliwa, bo ma swój Błękitny Zamek w Hiszpanii. Joanna Stirling na skutek pomyłki lekarskiej dowiaduje się, że jest ciężko chora, postanawia całkowicie zmienić swoje życie i… odnajduje miłość. Takie Joanny Strirling to ludzie chorzy na schizofrenię. Tworzą swój własny urojony świat i w nim są szczęśliwi.
O takiej kobiecie opowiada amerykański film”Wszystko Wszędzie naraz”.
Bohaterką filmu jest kobieta w średnim wieku. Widzimy ją na początku w realnym świecie. Ma dorosłą córkę, której nie akceptuje wyborów życiowych, bo ta jest lesbijką i przedstawia jej swoją partnerkę. Mąż przesyła jej pozew rozwodowy. Jest bizneswoman, ale interes nie idzie jej najlepiej, bo ją nie interesuje, gdyż wyobraża sobie, że jest kimś innych, że robi karierę jako pisarka, aktorka. Idzie razem z mężem i ojcem na wózku inwalidzkim do urzędu skarbowego, bo grozi jej licytacja firmy. I tu kończy się realny świat i zaczyna świat z jej wyobrażeń – urojeń. W windzie okazuje się, że facet przy niej to nie jej mąż, a przybysz z kosmosu, który przybrał postać jej męża i mówi jej, że przybyli tutaj, by ratować swoją planetę i ziemię przed wrogim najeźdźcą i że ją wybrali na wybawcę świata. Bohaterka siada przed urzędniczką urzędu skarbowego, słucha jej pytań na temat swojej zawodowej sytuacji i zaczyna się dziwnie zachowywać. Potem akcja nabiera tempa. Kosmici pod postacią urzędniczki i innych pracowników urzędu napadają na bohaterkę. Zaczyna z nimi walczyć. Pojawia się jej ojciec, który się okazuje przywódcą kosmitów. Potem pojawia się jej córka, która okazuje się tym wrogiem i każą mu ją zabić. Bohaterka jednak mówi, że uratuje córkę. Finałowa scena rozgrywa się w pralni, bo okazuje się, że mąż dogadał się z urzędniczką skarbową i pralnia została uratowana. Bohaterka godzi się z córką i akceptuje jej życiowy wybór. Ostatnia scena jest realna. Bohaterowie znajdują się przed urzędniczką skarbową. Ta mówi do bohaterki: Odpłynęła pani? Bohaterka się uśmiecha i film się kończy.
Film „Wszystko Wszędzie, naraz” był reklamowany jako psychologiczny film science fiction. Tymczasem to ani film psychologiczny, ani film science fiction, choć do tego niewątpliwie pretenduje, ma fantastyczną akcję i efekty specjalne. To film… psychiczny. Film podzielony jest na trzy części: część pierwsza zatytułowana „Wszystko” kończy się jak bohaterka zostaje pokonana przez złych i ginie. Kończy się, że siedzi w kinie z ukochanym, film się kończy i pojawiają się napisy końcowe. Druga część zatytułowana ” Wszędzie” to sceny, w których ratuje córkę. Clou tej części, to jak obie są zamieniane w skały i rozmawiają ze sobą. Jedna spada, a na końcu skała – matka za nią. Część kończy się pogodzeniem bohaterki z córką. Ta część dzieje się w kilku „światach” : realnym, światem wyimaginowanym za bajglem. Trzecia część zatytułowana: „Naraz” to końcówka filmu , część całkowicie realna w urzędzie skarbowym, w której się wyjaśnia, że bohaterka to chora na schizofrenię, a cały film to świat jej schizofrenicznych urojeń. Mnie się film nie podobał, ale jak ktoś lubi ciężkie psychicznie filmy, interesuje go świat widziany oczami schizofrenika, to może mu się podobać i powinien go zobaczyć, by samemu ocenić. Ten film to takie pomieszanie z poplątaniem świata realnego ze światem urojeń schizofrenicznych. Ciężko z niego wyłonić jakąkolwiek treść i dlatego moje streszczenie nie jest pełne. Jak ktoś chce lepiej ocenić ten film, powinien go sam zobaczyć. Ten film to typowy świat urojeń schizofrenika, miesza sceny realne z fikcją urojeń i często widz się gubi, bo nie może zorientować się o co chodzi. Ale niestety, taki poplątany jest świat schizofrenika. Film przy tym nie dość, że ciężki jest jeszcze na wskroś freudowski. Operuje freudowską symboliką ukazującą zahamowania seksualne. Film pokazuje homoseksualizm jako dewiację i chorobę. Mamy więc parówki zamiast palców, które bohaterki chętnie liżą. Jest scena, w której ” wrogowie” ściągają majtki i nadziewają się na wystający kołek. Moim zdaniem symbolika jest niejasna i przeładowana i komuś kto nie czytał Freuda trudno się zorientować, o co twórcom filmu chodzi. Zwykłemu widzowi może to kojarzyć się z idiotyzmami i kretyńską akcją. I chyba o to chodzi, bo… świat schizofrenika jest popaprany i kretyński i niezrozumiały dla normalnego widza. Ale czy taki powinien być film? Już wprowadzenie filmu powinno nas wprowadzić w świat schizofrenika, ale na początku widz tego nie łapie. Widzimy bohaterkę – kobietę w średnim wieku jak siedzi przy biurku, a wokół niej bałagan papierów. Potem akcja schizofrenicznej fikcji przeplatana jest z realnymi scenami i domyślamy się, że bohaterka to schizofreniczka. Widzimy więc, jak czyta pozew rozwodowy męża, na którym sama powypisywała jakieś irracjonalne zadania do wykonania. Widzimy kilka razy bohaterkę w kajdankach, co należy tłumaczyć, że w przejawie szaleństwa została obezwładniona przez policję. Na końcu się uspokaja , zdejmują jej kajdanki i widzimy, że akceptuje wybory córki. Film popisuje się walkami kung fu, ale nie są one leitmotivem filmu. Moim zdaniem są one atrakcyjnym dodatkiem, którym twórcy chcą przybliżyć film przeciętnemu widzowi i pokazać mu tak ważną tematykę filmu: świat człowieka chorego na schizofrenię. Moim zdaniem jednak zabieg nieudany. Film nie przyciągnie przeciętnego widza, a i ten wyrafinowany, dekaefowy też wychodzi z filmu z …. taaką…. głową i i mówi, że tak popapranego filmu nie widział. Film jest bowiem psychiczny, przeładowany freudowską symboliką, bez sensu i kretyńską. Niestety, taki jest świat schizofrenika. Czy my zdrowi powinniśmy silić się na jego zrozumienie?
Marta K. uważała, że jest w czepku urodzona i że Bóg dał jej tyle szczęścia, ile to tylko możliwe dla człowieka. Zawsze była bardzo zdolna, uczyła się na samych piątkach. W ogólniaku została laureatką centralnej olimpiady z języka francuskiego i w nagrodę pojechała na wymianę do Francji do Besancon. Także na polu towarzyskim była szczęśliwa. Koleżanki ją lubiły, a chłopcy lgnęli do niej jak pszczoły do miodu, zawsze była otoczona wianuszkiem adoratorów. Jednak o chłopcach nie myślała, miała priorytety, najpierw skończyć studia, zdobyć wymarzoną pracę, a później założyć rodzinę. Maturę zdała na same piątki, dostała się na wymarzoną romanistykę, zaliczyła jeden rok i… świat jej się zawalił. Zaczęła się dziwnie zachowywać. Chodziła po ulicach i mówiła sama do siebie na głos, bo wydało jej się, że jest spikerką telewizyjną. Zaczęła się bać ludzi, bo mówiła, że ją podsłuchują, że dookoła jest spisek, by zniszczyć świat jaki zna. Opowiadała, że słyszy, jak ludzie na ulicy mówią, że muszą ją zabić, bo niszczy ich plany zdobycia świata. W końcu rzuciła studia. Kiedy wróciła do domu i powiedziała, że widziała Chrystusa, który ją wybrał, by ocaliła świat, rodzice zaprowadzili ją do psychiatry. Lekarz zdiagnozował u niej schizofrenię paranoidalną z negatywnymi prognozami leczenia i… dał jej zaświadczenie do sądu o ubezwłasnowolnienie. Sąd ubezwłasnowolnił ją całkowicie. Od tego czasu, czyli piętnaście lat żyła tylko na psychotropach, które ją otumaniały, zniechęcały do życia, a nie działały, co pół roku był nawrót choroby i lekarz zwiększał dawkę leków. Wegetowała na rencie, nie założyła rodziny, nie miała znajomych, siedziała w domu, nawet na wycieczkę nie mogła wyjechać bez zgody pisemnej opiekunów, czyli rodziców, a rodzice nie zawsze mogli z nią jechać. Rok temu spotkałam ją na wycieczce , na której była z mamą. Porozmawiałam z nią i stwierdziłam, że jest inteligentna, oczytana, mówi rozsądnie i potrafi być samodzielna. Poradziłam jej, by poszła do naszej poradni zdrowia psychicznego. Mój szef z nią porozmawiał i stwierdził, że ma schizofrenię i pozytywnych rokowaniach. Dał jej neuroleptyki / leki przeciwpsychotyczne nowej generacji/ i kiedy jej nastrój się wyrównał, skierował ją do mnie na terapie psychoanalizy. Po pięciu seansach zaczęła się otwierać, powiedziała mi, że, gdy miała 10 lat tzw. wujek, czyli przyjaciel rodziny dotykał jej w miejscach intymnych i kazał jej przysiąc, że będzie to ich mała tajemnica. Kiedy miała 13 lat, zaczęła się bać chłopców. Trzymała się od nich z daleka i poświęciła się nauce. Dziś czuje się lepiej. Otworzyła na otoczenie, szuka znajomości i nawet w towarzystwie potrafi opowiadać dowcipy. Mój szef dał jej zaświadczenie o poczytalności i złożyliśmy do sądu pozew o cofnięcie ubezwłasnowolnienia. Ma szanse żyć normalnie. Czy uda jej się nadrobić stracone 15 lat życia?
Schizofrenia to choroba psychiczna z rodziny psychoz. Składają się na nią objawy wytwórcze, czyli pozytywne i negatywne. Objawy wytwórcze to urojenia, omamy, sałata słowna, nadużywanie wyrazów obcych w sytuacjach do tego niepasujących i tworzenie neologizmów. Objawy ujemne to depresja, wycofanie z życia, obniżenie nastroju. Schizofrenia nazywana jest także zaburzeniem osobowości. Choremu wydaje się, że jest kimś innym niż w rzeczywistości. Najczęściej wydaje mu się, że jest kimś niepospolitym, który ma misję do spełnienia. Często słyszy głosy, które mu to nakazują. Schizofrenię cechuje mania prześladowcza, choremu się wydaje, że ludzie ciągle o nim mówią, że go prześladują i że spiskują przeciwko niemu. Schizofrenia może mieć kilka stopni. Najczęstsza jest w stopniu lekkim, która przy braniu regularnie leków pozwala choremu założyć rodzinę, pracować, żyć normalnie. Czasami kończy się tylko na jednym epizodzie psychotycznym. Jest też schizofrenia ciężka, tzw. lekooporna, która jest nieuleczalna i kończy się niepoczytalnością chorego. To przy tej schizofrenii najczęściej się chorego ubezwłasnowolnia. Jednak schizofrenię ciężko jest zdiagnozować. Wielu chorych pół roku chodzi bez diagnozy zanim ją można zdiagnozować. Łatwo ją też pomylić. Schizofrenię się często myli z chorobą afektywną dwubiegunową z racji tego, że w obu chorobach spectrum psychotyczne jest podobne. Różnica jest taka, że w schizofrenii są omamy i urojenia, a w chorobie dwubiegunowej faza manii, którą podstawową cechą jest euforia. Schizofrenia dotyczy zaburzeń osobowościowych i zaburzeń nastroju. Freud schizofrenię z tej racji nazywał nerwicą!
Chory na chorobę dwubiegunową w fazie manii charakteryzuje się tym, że jest radosny, często opowiada kawały, jest pozytywnie nastawiony do życia, tryska energią i może góry przenosić, a robi głupoty, bo źle rozeznaje rzeczywistość. W schizofrenii chory cechuje się obniżonym nastrojem, nic mu się nie chce, leży z oczami utkwionymi w jeden punkt. Podczas objawów wytwórczych, czyli urojeń, wydaje mu się, że jest kimś innym, ale choć bardzo chce nie potrafi się tym cieszyć, choć z zasady jest tym, kim sobie wymarzył. Nie ukrywa się, że na schizofrenię chorują przede wszystkim ludzie o wykształceniu humanistycznym. To choroba ludzi, których cechuje duża wyobraźnia. Jak napisała Lucy Maud Montgomery w Ani z Zielonego Wzgórza wyobraźnia często płata nam figle i prowadzi na manowce. Cechą schizofreników jest, że wyobraźnia prowadzi ich na manowce. Nazywa się to … chorą wyobraźnią!
Tymczasem marzyć lubi każdy. Każdy marzy, by zbudować swój Błękitny Zamek w Hiszpanii. Cechą zdrowego człowieka jest, że robi wszystko, by swoje marzenia zrealizować. Chorzy psychicznie też budują swój Błękitny Zamek w Hiszpanii. Nie zawsze choroba pozwala im w realu budować swój zamek. Często jest on tylko chorym urojeniem. Jednak marzenia upiększają życie. Marzenia są ważne i… realne ratują nasze zdrowie psychiczne. Pozwólmy więc chorym psychicznie marzyć!
Ja choruję na chorobę dwubiegunową. Kiedyś w fazie manii narobiłam sporo głupot. Jednak doświadczenie mnie nauczyło, że leki są ważne, bo pozwalają regularnie żyć. Dziś biorę je regularnie i… zrealizowałam wszystkie moje marzenia. Zbudowałam swój Błękitny Zamek. Mój Błękitny Zamek jest tu i teraz. Moim Błękitnym zamkiem jest mój Mirek który świata poza mną nie widzi i bezgranicznie mnie pragnie co noc i gromadka dzieci, które właśnie wchodzą w życie. I… mają marzenia i chcą je realizować. Sekunduję im dzielnie. A ja? Nie czuję się stara i w kwestii marzeń nie powiedziałam ostatniego słowa. Mam ich sporo i chcę je realizować. Uda się? Wam też życzę, byście mieli marzenia, które dadzą się realizować. Byście ocalili świat! Bo jak człowiek ma marzenia, świat nie zginie!!!
Jestem prawnikiem, psychologiem i dziennikarzem, w kolejności, w której napisałam. W dziennikarstwie piszę co mi w duszy gra, ale uważam by było to sensowne, miało treść i spełniało społeczną rolę.