Polska słynna piosenkarka i aktorka przedwojenna Hanka Ordonówna śpiewała następującą piosenkę: „Miłość ci wszystko wybaczy, smutek zamieni ci w śmiech, miłość tak pięknie tłumaczy zdradę i kłamstwo i grzech. Choćbyś ją przeklął w rozpaczy, że jest okrutna i zła, miłość ci wszystko wybaczy, bo miłość mój miły to ja. ” I te piękne słowa w lapidarny i melodyjny sposób tłumaczą sens miłości. Miłość to uczucie, które nas dopada jak grom. Kiedy kochamy naprawdę, oddajemy kochanej osobie całego siebie. Kochamy i za nic mamy konwenanse, moralność, opinie innych ludzi. Bo miłość to ty i ja – dwoje kochających ludzi i to jest najpiękniejsze w miłości.
O tych arkanach miłości opowiada chiński film pt. „Spragnieni miłości”.
Akcja filmu toczy się w Hongkongu w 1962r. Do Wynajętego mieszkania wprowadzają się jednocześnie dwie rodziny: pan How z żoną i pani Han. Pani Han jest mężatką, ale i słomianą wdową. Jej mąż pracuje w Japonii i tylko w weekendy ją odwiedza. Pani Han jest jednak wierna mężowi i kocha go, żyje jak pustelnica od jednej wizyty męża do drugiej. We wspólnej części mieszkania spotyka się z panem How, mijają się też po drodze do znajdującej się na dole kamienicy jadalni, gdzie pani Han chodzi po obiad. Powoli między nimi zacina nawiązywać się cień uczucia. Umawiają się w kawiarni, gdzie pani Han dowiaduje się, że pan How ma krawat , który mu przywiozła żona z zagranicy, taki sam jak jej mąż, a ona ma taką samą torebkę, którą mąż jej przyniósł z Japonii jak żona pana How. Tak się dowiadują, że ich drugie połówki mają romans. To ich zbliża. Pani Han robi z panem How próbę generalną jak rozmawiać z mężem o tym, czy ma romans. Kiedy pan How mówi, że ma romans, pani Han nie wytrzymuje psychicznie i wypłakuje się na jego ramieniu. Zaczyna coś czuć do pana How, ale mówi, że nie ulegnie, bo nie chce być taka jak mąż i jego kochanka. Jednocześnie w mieszkaniu, w którym mieszkają pośród współlokatorów zaczynają się plotki. Właścicielka mieszkania daje jej do zrozumienia, że… wie że coś ją łączy z panem How. Pan How, by zapomnieć o grzesznej miłości wyjeżdża na delegację z pracy do Singapuru. Pani Han przypomina sobie o romansie męża i… dzwoni do Singapuru i mówi, że przyjedzie do pana How. Następna scena dzieje się w roku 1966r. Do mieszkania w Hongkongu powraca pani Han. Właścicielka sprzedała mieszkanie. Pani Han wynajmuje pokój u nowego właściciela. Wraca pan How i dowiaduje się, że sąsiedni pokój wynajmuje pani z synkiem. W przedpokoju miga mu sylwetka pani Han z małym synkiem. Pan How wyjeżdża do Kambodży. Ostatnie zdjęcia to ruiny starego zamku w Kambodży. Na końcu jest jeszcze napis: Tamte dni bezpowrotnie minęły. Koniec filmu.
Film nie jest nowy, to film z 2000 r., ale tematykę ma aktualną i ogląda go się z taką samą ciekawością jak dwadzieścia lat temu, bo tematyka jest cały czas aktualna. A tą tematyką jest miłość. Filmy o miłości w każdej epoce się z przyjemnością ogląda. Film ma tytuł ” Spragnieni miłości”, ale można go też zatytułować Love story… po chińsku. Bo ten film to love story, melodramat. Jest on jednak dostosowany do warunków i obyczajowości chińskiej. Love story każdy rozumiał, bo był to film o miłości bogatego studenta do ubogiej studentki, taki mezalians w stylu polskiej Trędowatej, którą przerwała nieuleczalna choroba i śmierć bohaterki. Ile ja łez wylałam na Love story, dziś film trąci trochę myszką, dla dzisiejszej młodzieży to ramota. Film ” Spragnieni miłości” też już trochę trąci myszką, opisuje warunki w angielskim Hongkongu, których już dzisiaj nie ma, jest inna obyczajowość i może być przez dzisiejszą młodzież niezrozumiały. Ale jak chce zobaczyć piękny film o miłości, to polecam. Film jest wzorowany na słynnej Casablance. Podobnie jak Casablanka jest zrobiona ubogim nakładem środków, to film teatralny. Dzieje się we wnętrzach, a clue filmu nie jest akcja , a rozmowy bohaterów. Taki teatralny schemat może nużyć współczesnego młodego widza, przyzwyczajonego do filmów akcji, jak prawdopodobnie nuży do Casablanka. Film zawiera dłużyzny. Kiedy bohaterowie się mijają , akcja następuje w zwolnionym tempie. Jest to jednak celowy zamysł autorów, bo poprzez dłużyzny i zwolnione tępo ukazane są rodzące się uczucia bohaterów do siebie. I moim zdaniem to trafiony zamysł. W filmie nie chodzi bowiem o akcję, pokazuje uczucia, emocje i robi to bardzo dobrze. Ja nazwałam ten film Love story… po chińsku, bo film pokazuje obyczajowość chińską i chińskiego podejście do miłości. W filmie nie ma scen seksu, nawet pocałunku. Obyczajowość chińska w tamtych czasach bardzo rygorystycznie traktowała kobietę, kobieta musiała być wierna mężowi, a urodzenie nieślubnego dziecka byłoby napiętnowane. Widzimy to w słowach bohaterki, która mówi, że nie da się ponieść uczuciu, bo nie chce być taka jak mąż i jego kochanka. Jednak w końcu uczucie zwycięża i bohaterka łamie obyczajowe tabu, wychowuje syna kochanka i odchodzi od męża. O tych sprawach film nie mówi wprost. Operuje niedomówieniami i symboliką. I to jest moim zdaniem wartość filmu. Nie ma on wulgarności. Jest subtelny i delikatny jak subtelna i delikatna może być miłość. Film ten polecam każdemu spragnionemu miłości, kto ma ochotę przenieść się w nieznane sobie realia i… poczuć smak orientu. Tego smaku orientu jest bowiem wiele w filmie i to jest największa wartość filmu. A miłość? ” Love Story” zawsze aktualne…
Ewa D. ma zdiagnozowaną schizofrenię paranoidalną i leczy się w naszym gabinecie. Mój szef wyregulował jej nastrój lekami, zachowuje się teraz normalnie i myśli rozsądnie i działa rozsądnie. Po tym jak minęły jej po lekach urojenia i omamy słuchowe / słyszała głos, który jej mówił: kocham cię/, była wycofana i miała stany depresyjne, nie chciała się z nikim spotykać, bo uważała, że wszyscy wiedzą, że jest wariatką i się z niej śmieją. Mój szef prowadzi z nią terapię, behawioralną, czyli wyciągającą na wierzch fobie i uczucia, bez odniesienia do przeszłości. Orzekł, że nie wymaga psychoanalizy. Po kilku seansach się otworzyła i zwierzyła się, że marzy o miłości. Zawsze była sama. W szkole rodzice kazali się jej uczyć i krzyczeli na nią, jak chciała się z kimś spotkać. W ogólniaku miała sympatię, ale rodzice pogonili, bo powiedzieli, że teraz jest czas na naukę. Poświęciła się więc nauce. Dostała się na romanistykę na Jagiellonce i… po dwóch latach zawaliła rok i ją wyrzucili. Wróciła do domu, rodzice mieli do niej pretensje o zawalone studia i o to, że wywalili pieniądze w błoto. Chodziła więc po rodzinnym mieście zawsze sama, spragniona miłości i cieszyła się, że słyszy głosy: Kocham cię. Wyobraziła sobie, że to jej była sympatia, którą kiedyś rodzice pogonili mówi jej to: Kocham cię. Teraz jest zdrowa, ale nie chce być zdrowa, bo wie, że jej była sympatia ułożyła sobie życie z inną kobietą, a ona jest sama bez miłości, bez pracy i ze straconymi złudzeniami o skończeniu studiów. Powiedziała, że tak bardzo chciałaby być kochaną, bo w niej miłości jest wiele. Czy kiedyś będzie kochaną? Terapia trwa…
Bóg stworzył człowieka na Swój Obraz i Podobieństwo i najbardziej ukochał go jako najdoskonalszą istotę stworzoną przez siebie. A wyrazem tego jak bardzo Bóg ukochał człowieka, jest to, że dał mu miłość. Najdoskonalsze uczucie, którym gdy kocha się naprawdę, sięga się Absolutu. Człowiek dzięki Bogu może kochać i być kochany i dzięki temu Darowi sięga Parnasu. Czy jednak wszystkim dane jest kochać?
Wszystkim dane jest kochać, ale nie każdy może być kochany! Gdy ktoś nie ma miłości, swoje uczucia ogniskuje na platonicznej miłości do jakiegoś idola, piosenkarza, słynnego aktora. I to jest w zupełności normalne, bo każdy ma prawo gdzieś lokować swoje uczucia. Problem się rodzi wtedy, kiedy zakochany w swoim idolu, staje się stalkerem. Prześladuje, zadręcza esemesami, listami, nachodzi w domu swojego idola. Stalking w polskim prawie jest przestępstwem karanym nawet karą pozbawienia wolności. Oczywiście jeżeli stalker jest zdrowy psychicznie i poczytalny. Niepoczytalny nie może bowiem odpowiadać przed sądem. Wobec chorego psychicznie stalkera można złożyć wniosek do sądu o skierowanie go na przymusowe leczenie w zakładzie zamkniętym. Czy chory psychicznie ma prawo do miłości?
Tak! Tak! Tak! Choć spora część polskiego społeczeństwa jest niestety głupia i uważa, że chory psychicznie to czubek, który powinien być w zakładzie zamkniętym, bo jest niebezpieczny dla otoczenia. Nie ma też prawa do miłości, bo miłość jest dla ludzi zdrowych. Wiele osób omija szerokim kołem chorych psychicznie, a diagnoza schizofrenia działa, że potencjalny kochaś czy kochanka uciekają. Uważają bowiem, że schizofrenia u partnera pozbawia go prawa posiadania dzieci, bo chorobę mogą odziedziczyć, a chory partner będzie wymagał opieki. Oni zaś nie chcą się zmagać z epizodami psychotycznymi u partnera. Tymczasem chory psychicznie gdy się leczy i bierze regularnie leki może żyć normalnie, założyć rodzinę i często jest bardziej odpowiedzialny niż zdrowi psychicznie. A co do dziedziczenia choroby! Dziedziczy się nie chorobę, a zdolność do zachorowania, kiedy wystąpią sprzyjające warunki! Chory psychicznie może więc mieć zdrowe dzieci! Zatem chory psychicznie ma prawo do miłości! Tymczasem większość ludzi, którzy zachorowali w nastoletnim okresie jest sama i samotna. Wegetuje na rencie, z nikim się nie spotyka, nigdzie nie jeździ i… marzy, że kocha Bogusława Lindę.
Choruję na chorobę dwubiegunową, ale w miłości nigdy nie miałam pod górkę. Chłopy się zawsze do mnie garnęły. Wystarczyło, że powiedziałam koleżance: ten mi się podoba! Plotka się rozniosła i… w miesiąc później facet był moim mężem. Dziś od dwudziestu trzech lat jestem żoną mojego Mirka, za dwa lata będziemy obchodzić Srebrne Wesele. Czego mogę życzyć innym kobietom chorującym psychicznie? By miały odwagę być tak szczęśliwe jak ja!
„Spragnieni miłości” – Nieustannie od dwudziestu trzech lat jestem spragniona miłości mojego męża. Kochałam go na przekór obiektywnym warunkom i plotkom. Swoim życiem kreuję love story … po polsku! A Wy? I mam nadzieję, że nadal to będzie szczęśliwe trwanie miłości. Bo nie wyobrażam sobie endu mojej miłości do Mirka. ” Miłość Ci wszystko wybaczy…” Jaka jest dla Was w nich ukryta treść? Ja swoją poznałam…
Jestem prawnikiem, psychologiem i dziennikarzem, w kolejności, w której napisałam. W dziennikarstwie piszę co mi w duszy gra, ale uważam by było to sensowne, miało treść i spełniało społeczną rolę.