Kiedyś w telewizji był taki serial z Edwardem Dziewońskim – Dudkiem pt. „Pięć dni z życia emeryta”. Dziś można sparafrazować ten tytuł i napisać … miesiąc z życia rencisty. A jest nad czym deliberować! Mamy kryzys, inflacja nam się wymyka spod kontroli i zaczyna zamieniać w galopującą. W sierpniu GUS ogłosił, że wyniosła 16%, a w lipcu wynosiła jeszcze 13%. A to dopiero początek kryzysu ekonomicznego. Ekonomiści związani z opozycją wieszczą hiobowe wieści, że czeka nas kryzys gospodarczy, jaki Europie przyniosła niegdyś II Wojna Światowa. Ekonomiści związani z rządem Prawa i Sprawiedliwości są optymistycznie nastawieni: twierdzą, że na początku przyszłego roku inflacja wyhamuje, a gospodarka ruszy. Czy to tylko zaklinanie rzeczywistości i udawanie, że się nie dostrzega problemu? Czas pokaże… Obyśmy tylko przeżyli… do pierwszego.
Ewa D. choruje na schizofrenię. Ma ją jednak zaleczoną i pod kontrolą, bierze regularnie leki i może funkcjonować normalnie. Czy jednak może? Kiedy dwadzieścia lat temu zachorowała, stwierdzono, że nie nadaje się do pracy i ZUS przyznał jej całkowitą niezdolność do pracy i z tego tytułu rentę. Dziesięć lat temu zmarli jej rodzice, trochę ją zabezpieczyli finansowo, ale niewiele . Mieszka sama i utrzymuje się z najniższej renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy. Na dzień dzisiejszy jej renta wynosi 1200 zł. W zeszłym miesiącu za kawalerkę, w której mieszka zapłaciła 290 zł plus 80 Funduszu Remontowego. Za prąd zapłaciła 70 zł, za gaz 100 zł, 40 zł za komórkę i 100 zł za telewizję kablową. Chleb kosztuje 5 zł, a mleko 3 zł, ale nie może żyć samym mlekiem i chlebem, musi zjeść obiad. Po uregulowaniu opłat z 1200 zł zostało jej 580 zł na życie, skromne. Tymczasem na jesień zapowiadane są drastyczne podwyżki gazu i ogrzewania. Z utęsknieniem czeka na grudzień i 1000 zł czternastej emerytury. Ale ile można żyć… od trzynastki do czternastki? Je się codziennie… Czy zatem rencistka całkowicie niezdolna do pracy ma prawo korzystać z uroków życia? Czy trzymać trumnę na pawlaczu i czekać, kiedy litościwy Bóg zakończy jej beznadziejne, niepotrzebne nikomu życie. W myśl starej komunistycznej zasady: kto nie rabotajet, ten nie kuszajet…
Mój psychiatra mówi mi, że mi zazdrości, że jestem na rencie. Mam dużo wolnego czasu. Mogę realizować swoje marzenia. Mogę jeździć na wycieczki z PTTK, chodzić po górach, zwiedzać miasta, czytać książki i dokształcać się. No właśnie, mogę, ale jak jeszcze długo, kiedy życie w tak zastraszającym tempie drożeje. Czy w przyszłym roku będę jeszcze miała za co jechać na wycieczki? Mnie jeszcze głowa o to nie boli, choć jak wszyscy z trwogą obserwuję inflację i trzymam się za kieszeń i stresuję niepewnym jutrem. Ja dorabiam do renty i to sporo, więc jeszcze mam za co jeść i odkładam sobie na wycieczki czy na basen, na który chodzę co tydzień. Jednak większość schizofreników na rencie nie ma tego luksusu. Mają tylko rencinę, a żyją i mają za co jeść, bo mają jeszcze rodziców, którzy ich utrzymują. Jednak życie wielu schizofreników na rencie to wegetacja. Rodzice uważają, że ich obowiązek to dać im jeść i ubrać ich, na przyjemności im nie dają, a renty na wycieczki nie mają, bo rodzice im zabierają na życie. Zresztą sporo schizofreników nie dostają renty do ręki czy na swoje konto, odbierają ją rodzice, bo złożyli oświadczenie w ZUSie, poświadczone przez lekarza psychiatrę, że ich uprawniony do renty syn czy córka nie może jej sam pobierać, bo nieracjonalnie ją wyda. Wielu więc schizofreników czas spełnia leżąc w pokoju z oczami wbitymi w jeden punkt na suficie i wegetuje, nie żyje. A jedyna ich przyjemność to… szlifowanie bruków w mieście. Kiedyś prowadziłam Stowarzyszenie Pomocy Rodzinom Chorych na Schizofrenię, jedna matka mnie spytała, że przeżywa stres, bo nie wie, co będzie z jej chorym synem, gdy jej zabraknie. Większość chorych na schizofrenię zachorowało , kiedy byli nastolatkami, nie skończyli szkoły, nie mają pracy, nie mają swojej rodziny. To jest problem i przykre, bo czeka ich… życie w ośrodku pomocy społecznej. I… nigdy nie będą mieć własnych pieniędzy i nigdy nigdzie nie wyjadą na wczasy, na wycieczki, bo ich renciny zabierze ośrodek pomocy społecznej. Co to za życie? Warto żyć!
Ja uważam, że warto! Ale ja może jestem wyjątkiem. Nie na darmo zresztą choruję na chorobę dwubiegunową. W fazie manii wprost byłam rozentuzjazmowana życiem i mogłam góry przenosić. Teraz też myślę pozytywnie i jestem niepoprawną optymistką. Klasyk powiedział kiedyś, że trzeba żyć tak, jakby każdy następny dzień miał być ostatni. Życie jest piękne i jest to najważniejszy dar, jaki człowiek otrzymał od Boga. I Bóg się cieszy, jak człowiek cieszy się życiem i wykorzystuje życie najlepiej jak dają mu jego możliwości. A możliwości na życie to… niestety pieniądze. Kiedyś klasyk powiedział: każdemu wg. jego możliwości. I tak bogaty biznesmen raduje się życiem jedząc z kolegami ośmiorniczki na kolacji w hotelu Marriott. Przedstawiciel klasy średniej czerpie radość z życia lecąc na wakacje do Egiptu i realizuje swoje marzenia nurkując w Morzu Czerwonym. Robotnik cieszy się kiedy wyjedzie na wczasy w Polsce nad polski Bałtyk. A rencista chory na schizofrenię? On wprost skacze pod sufit z radości jak… się załapie na sanatorium w Polsce refundowane przez NFZ. Tak, każdy potrafi się cieszyć życiem. Trzeba mu tylko dać możliwości po temu. A trudno to zrobić?
Życie jest piękne, ale krótkie. Jak śpiewała kiedyś Maryla Rodowicz: „Bo to życie to bal jest nad bale, drugi raz nie zaproszą nas wcale.” I w tym zawiera się sedno sprawy. Życie mamy jedno, krótkie, żyjemy tu na tej ziemi pod tym Niebem. I naprawdę przykro jest, kiedy człowiek na łożu śmierci żałuje i płacze: dlaczego ja umieram? Przecież ja nic nie przeżyłem! I taki kres życia, może nieświadomie, ale my rodzice fundujemy swoim dzieciom chorym na schizofrenię. Pecunia non olet!
Niestety, pieniądze szczęścia nie dają, ale ich brak powoduje frustrację. Tę zaś frustrację fundują nam dzisiaj rządzący. Życie drożeje w zastraszającym tempie. Czy my to wytrzymamy? Ja nie wątpię: materialnie wytrzymamy. Moja koleżanka mówi, że Polak jest przyzwyczajony do tego jak życie na barki zwala mu ciężki bagaż. Przeżyliśmy Komunę, przeżyliśmy Stan Wojenny, przeżyliśmy kryzys lat osiemdziesiątych i hiperinflację początku lat dziewięćdziesiątych, to… przeżyjemy rządy PiSu. A szczerze to przeżyjemy wojnę na Ukrainie i kryzys gospodarczy, który ona za sobą pociąga. Polak… nawet wytrzyma znowu zimę w niedogrzanych domach. Kryzys przeżyjemy, ale stres związany z nadchodzącą walką o byt mocno uderzy w naszą psychikę. Wielu wrażliwszych nie wytrzyma i… skończy ze schizofrenią. Oby nie na rencie 1200 zł!
Jak ocalić naszą psychikę? A no nie dać się zwariować! A tak na nas działają media, zwłaszcza opozycyjny TVN. Media gonią za sensacją i… dowalają rządzącej partii. Codziennie więc nas dołują hiobową wizją drogiego opału, gazu, prądu, wizją tego, że chleb będzie kosztował 20 zł. Wizją zimy w zimnych chatach. To jest realne! Ale… nie stresujmy się czymś na co nie mamy wpływy!
W latach dziewięćdziesiątych artyści w Kabarecie Olgi Lipińskiej śpiewali: „Jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było. Tu się pożyczy, tam się skołuje, Roku Nowego się powinszuje.” A zatem… ” Daj se luz i nie szukaj dziury w całym!” Przeżyjemy, przecież my jesteśmy świry! Zbieraj więc pieniądze na lato, odkładaj z czternastej i trzynastej emerytury i jedź w lecie na wycieczkę! „Życie za krótkie na świr i wódkę i… na Kozakiewicza gest.” A zatem rencisto na rencie 1200 zł żyj! Da się?
Jestem prawnikiem, psychologiem i dziennikarzem, w kolejności, w której napisałam. W dziennikarstwie piszę co mi w duszy gra, ale uważam by było to sensowne, miało treść i spełniało społeczną rolę.