Jest taka piękna polska legenda: Pan Twardowski zawarł pakt z diabłem i był czarnoksiężnikiem. Był bardzo zły i nagrzeszył. Później swojego postępowania bardzo żałował i prosił Pana Boga o litość. Pan Bóg się ulitował i na kogucie zabrał go na Księżyc. Do dzisiaj Pan Twardowski, w ramach pokuty, siedzi na Księżycu i go pilnuje. Jak długo tak będzie siedział w tym czyśćcu? O podróżach na Księżyc ludzie marzyli od dawna. W końcu, w 1969 roku, udało się te marzenia ziścić Amerykanom. Czy ziszczenie marzeń coś ludzkości dało? Czy to się obróciło na dobro ludzkości? Dziś idziemy dalej w kosmos…
O takich niuansach i zawirowaniach marzeń opowiada amerykański film „Zabierz mnie na Księżyc”.
Film zaczyna się od napisów, że w 1969 roku miało miejsce lądowanie człowieka na Księżycu. Trwały przygotowania do tego przedsięwzięcia. W filmie przewijają się równolegle dwa wątki: miłosny i polityczny, czyli przygotowania do lotu człowieka na Księżyc. Obrotna specjalistka od reklamy w prestiżowym wydawnictwie, Kelly Jones, dostaje zlecenie od szefa, by polecieć do Centrum NASA w Luizjanie i czuwać nad przebiegiem organizacji lotu astronautów na Księżyc. Leci. Na miejscu poznaje emerytowanego astronautę Cola Davisa, idealistę i marzyciela, który nie załapał się na lot na Księżyc, bo ma wadę serca. Ma pomóc Kelly w organizowaniu lotu. Między nimi zaczyna iskrzyć. Kelly wpada na pomysł, by sfingować w studiu transmisję z lotu na Księżyc i oszczędzić astronautom wyprawy, z której mogą nie wrócić. Sprowadza ze swojego wydawnictwa reżysera i przygotowania do sfingowanej transmisji trwają. Kelly jednak nie mówi Colowi, jak naprawdę się sprawy mają, i pozostawia mu marzenia. Rozmawiają, a ona mówi, że rakieta wystartowała. Na końcu jednak wyjawia ukochanemu prawdę i że jest oszustką, która całe życie oszukiwała. Kłócą się. Kelly chce zrezygnować i wyjechać z NASA, ale Cole podejmuje decyzję, że jej pomoże. W studiu trwa nagrywanie transmisji. Astronautów zastępują aktorzy. Jest nagrywane lądowanie na Księżycu i słynne słowa Armstronga: „To mały krok dla człowieka, a wielki dla ludzkości”. Transmisja zostaje przerwana, bo na scenę wbiega kot. Wszyscy ganiają kota. W końcu szczęśliwie kończą nagranie. Potem pojawia się informacja, że astronauci szczęśliwie wrócili z Księżyca i wylądowali na Pacyfiku. Senator, który nadzorował akcję, mówi prezydentowi Nixonowi, że Rosjanie twierdzą, iż sfingowaliśmy lot na Księżyc. W studiu w NASA Kelly i Cole się całują. Kelly mówi, że wszystko było oszustwem. A pocałunek? – pyta Cole. Pocałunek był prawdziwy. Całują się. Obraz się oddala. Pokazane jest studio i jaśniejszy otwór z wejściem do środka. Koniec.
Film „Zabierz mnie na Księżyc” to polityczny obraz z elementami komedii romantycznej, czyli z wątkiem miłosnym. Film opiera się na teorii spiskowej, która mówi, że Amerykanie nie byli na Księżycu, tylko całą transmisję sfingowali w studiu i oszukali cały świat. Zdaniem niektórych była to pierwsza próba manipulacji społeczeństwem i testowanie, jak daleko polityka i media mogą się posunąć w tworzeniu sztucznej rzeczywistości. Film ukazuje taką manipulację i robi to bardzo dobrze. Do końca nie wiadomo, czy lądowanie na Księżycu było fikcją czy prawdą. W fikcyjną akcję wplecione są prawdziwe zdania, które mówią, że astronauci wystartowali i że wylądowali na Ziemi, ale wszystko jest tak zrobione, że nie wiadomo, czy bohaterka oszukuje partnera. Film to majstersztyk manipulacji. W filmie są sceny, jak bohater składa kwiaty na grobie astronautów i nie wiadomo, czy ci astronauci, którzy wyruszyli na Księżyc, nie zginęli. Wg mnie, ważniejszy od politycznego jest wątek miłosny, choć jest on w cieniu głównej akcji. Wątek miłosny to rodząca się miłość cynicznej oszustki, nastawionej na sukces po trupach, do byłego astronauty, marzyciela i idealisty. Miłość ta zmienia bohaterkę, która sama staje się idealistką. Ten wątek wzrusza. Jest wiele scen podkreślających miłość. Bohaterowie zakochani, a nad nimi świeci Księżyc. Razem lecą samolotem w niebiosa, co symbolizuje wznoszenie się do marzeń. Księżyc to marzenie, a tytuł „Zabierz mnie na Księżyc” odnosi się do miłości, symbolizując: zabierz mnie do marzeń.
Film to komedia romantyczna z przymrużeniem oka, prześmiewcza i ironiczna. Zawiera zarówno komizm słowny, jak i sytuacyjny. Bawi symboliczna scena, jak na końcu na… „Księżyc” wlatuje czarny kot i wszyscy usiłują go złapać. Latają po… Księżycu. Czy wszyscy wznieśli się w marzenia? Wszak Armstrong mówił: „To mały krok dla człowieka, a wielki dla ludzkości”. Film zostawia z gorzkim ironicznym pytaniem: czy ten wielki krok dla ludzkości to możliwość manipulowania ludźmi przez… jednego człowieka? Film jest ciekawy i wciąga. Polecam go każdemu, zarówno ambitnemu widzowi, który chce poznać mechanizmy działania mediów, jak i prostemu widzowi jako zabawną komedię romantyczną.
Księżyc z łaciny Luna, po grecku Selene, to jedyny naturalny satelita Ziemi. Nauki wystarczy, a teraz poezja. W poezji i literaturze Księżyc ma wiele znaczeń i symboli.
Selene, rzymska Luna, to bogini Księżyca. Według mitologii greckiej przemierzała niebo w srebrnym rydwanie zaprzężonym w parę białych koni, który najbardziej jaśniał w czasie pełni księżycowej. W poezji Księżyc jest symbolem marzeń, miłości. Księżyc to Absolut, a prawdziwa miłość to sięgnięcie Absolutu. „Zabierz mnie na Księżyc” to sięgnięcie najwyższego szczęścia.
Miłość to uczucie wyższe. Zdolne są ją przeżywać tylko osoby na pewnym poziomie rozwoju intelektualnego. Jednak wiele przykładów wskazuje, że także osoby z zespołem Downa są zdolne do przeżywania miłości. Te osoby, można nawet powiedzieć, że na polu miłości stoją wyżej od nas – zdrowych. Potrafią kochać całym sobą, jak pies człowieka. Czy to jest miłość, czy zwierzęcy instynkt posiadania kogoś bliskiego?
W Stanach Zjednoczonych jest normalne, że osoby z zespołem Downa zakładają rodziny, mają dzieci, dostają wtedy kuratora, który się nimi opiekuje. U nas w tej kwestii panuje średniowiecze. Dziś nawet odmawia się tym osobom prawa do życia. Lewica walczy o aborcję płodów z wadami genetycznymi, bo… takie osoby to zawalidroga, psują życie kobiet i nie są użyteczne w społeczeństwie. Czy to nie pachnie skądinąd znaną, historyczną ideologią? W społeczeństwie krąży pogląd, że takie osoby nie mają prawa do szczęścia, trzeba je izolować, a nawet sterylizować, bo dzieci z nich urodzone odziedziczą wady rozwojowe, a rodzina będzie dysfunkcyjna. Te osoby na zawsze pozostają pod opieką rodziców, którzy mają pilnować, by się przypadkiem nie zakochały. Koronny argument aborcjonistów: co z tymi ludźmi, gdy umrą rodzice? A na ośrodki opieki dające im godne życie nie ma pieniędzy. Czy podróż na Księżyc nie jest dla takich ludzi?
Jezus Chrystus dał nam jedno przykazanie: Przykazanie Miłości. Będziesz miłował Pana swego, a bliźniego swego jak siebie samego! Pan to istota wyższa, ale to także my – ludzie. Mamy miłować innych ludzi, o tym mówi Przykazanie Miłości. Miłość jest uczuciem najwyższym, miłość jest uświęcona przez Boga. Kochajmy się i… nie żałujmy innym miłości!
Ja kocham swoje dzieci, swojego męża. Ach, najdroższy, zabierz mnie na Księżyc! I wznieśmy się ku Absolutowi! Można? Czy jak Ikar – my, ludzie, spalimy sobie skrzydła?
Jestem prawnikiem, psychologiem i dziennikarzem, w kolejności, w której napisałam. W dziennikarstwie piszę co mi w duszy gra, ale uważam by było to sensowne, miało treść i spełniało społeczną rolę.