Od pewnego czasu mamy do czynienia z nagonką na Adama Małysza, związaną z jego słabszą formą. Artykuł ten jest wyrazem sprzeciwu wobec takiego zachowania w stosunku do Adama, polskiego skarbu narodowego.
Od pewnego czasu mamy do czynienia z medialną i internetową nagonką na Adama Małysza. Oczywiście Mistrz z Wisły ma ostatnio gorsze występy ale to jeszcze nie powód do wygłaszania haseł typu: „Małysz się skończył”. A właśnie taka frazeologia przebija się w mediach, czy to na forach internetowych, czy dziennikarskich komentarzach. Tego typu hasła są po prostu wielkim chamstwem. Uaktywnia się nasze polskie piekiełko, w którym kogoś kochamy jak wygrywa, a jak przyjdą porażki odwracamy się od niego. Sprawa jest o tyle przykra, że te nieprzyjemne komentarze dotyczą wielkiego polskiego sportowca. Lista osiągnięć Adama Małysza jest niezwykle długa: 2 medale olimpijskie, 4 tytuły mistrza świata, 4 kryształowe kule, wygrana wTurnieju Czterech Skoczni, wiele wygranych konkursów Pucharu Świata, mnóstwo miejsc na podium. Do tego dochodzą legendarne już niemal skoki oddane w Willingen, Trondheim, Lahti, czy Sapporo.
Adam całym swym sportowym dorobkiem pokazał, że jest jednym z najlepszych skoczków w historii dyscypliny, a na pewno najlepszym sportowcem w Polsce, jeśli chodzi o dyscypliny zimowe. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze wspaniały charakter naszego reprezentanta, zawsze skromnego, skupionego na oddawaniu długich skoków, nie angażującego się w żadne pozasportowe awantury, dalekiego od reklamy i marketingu. Zestawiając go z pseudosportowcem, Krzysztofem Hołowczycem, który nic nie osiągnął w sporcie, a jedyne co pokazał to swą lukrowaną buźkę w reklamie chipsów, na tle takiej „gwiazdy” Adam jawi się jako wzór sportowej postawy i profesjonalizmu. Obecnie, owszem, jest w słabej formie, ale i tak pozostaje ikoną skoków narciarskich. Tyle osiągnął, że już nic nie musi udowadniać. Ale Adamowi jak widać dalej zależy, skoro opuścił TCS i pojechał potrenować w Lahti. Zrobił to, gdyż jest sportowym fighterem, który wcale się nie skończył, jak chcieliby zazdrośnicy, czyhający na jego potknięcia.
Adam przez tyle lat trzymał się w czołówce, uprawiając sport wymagający wielu wyrzeczeń, ciągłych podróży, treningówobciążających stawy i kręgosłup. Nie zapominajmy, że skoki nie są najbezpieczniejszym sportem i skok z „mamuta” wymaga odwagi. Jestem ciekaw, czy któryś z krytyków Adama dałby rady wykonać jakikolwiek skok. Cała ta nieprzyjemna sytuacja ma jednak i drugie dno. Za formę zawodników odpowiadają trenerzy. A są nimi „legendy” polskich skoków Łukasz Kruczek i Robert Mateja. Gdy skakali, regularnie ubijali śnieg na buli, ośmieszając nasz kraj w różnego typu zawodach. Mateja wsławił się do tego stopnia, że na mamuciej skoczni osiągnął 90 metrów. I tego typu „ekspert” od skoków ma trenować wielkiego mistrza? Co najwyżej może mu naoliwić narty albo przetrzeć tory zjazdowe na rozbiegu. To, że Mateja i Kruczek „trenują” Małysza nie jest przypadkiem. Są oni bowiem zaufanymi ludźmi Apoloniusza Tajnera, szefa Polskiego Związku Narciarskiego, który wspiął się tak wysoko, wykorzystując sukcesy Adama. Można by powiedzieć, że jest trenerem z osiągnięciami. Jednak co z niego za trener, skoro za jego kadencji w polskich skokach (trwa ona ponad 8 lat), w dyscyplinie tej nie pojawił się nikt poza Małyszem, kto mógłby rywalizować z najlepszymi. Ci, których oglądamy w konkursach, to, nie oszukujmy się, ubijacze buli. Po prostu Małysz ma talent i niewiele mu trzeba by wygrywać, natomiast reszta naszych skoczków wymaga dobrego treningu. A tego nie zapewnią im Kruczek i Mateja. Zresztą nasz najlepszy skoczek obecnie trenuje pod okiem Fina Lepistoe, więc jest nadzieja, że ten trener odbuduje formę naszego Orła.
Jak widać Małysz jest głodny sukcesów, na pewno myśli o złocie w Vancouver. Ludzie, którzy chcą nabijać się z Małysza niech po prostu się od niego odczepią. Jeśli chcą się śmiać, niech zobaczą co robi Bachleda lub Mateja. Adamowi potrzebny jest spokój, dobry trening pod fachowym okiem. Jednak najbardziej potrzeba mu dopingu i wiary kibiców, którzy przez lata przeżywali radość dzięki jego sukcesom. Adam jest naszym złotym skarbem narodowym, którego nie należy zakopywać.
Socjolog, pasjonat fotografii
Nie pozostaje nic innego jak się zgodzić z autorem. Następny w kolejce będzie Robert Kubica. Niestety w naszym kraju większość jest „kibicami sukcesu”, a właśnie, gdy sportowiec ma słabszą forme potrzebuje wsparcia od kibiców.
Głównymi krytykami Adama sa ludzie ktorzy w życiu jedyne co robią to picie piwa i siedzenie przed telewizorem. Gdyby chociaż raz spróbowali by odrobiny sportu to wiedzieli by ze forma nie zawsze jest i nie zawsze wszystko wychodzi tak jak byśmy chcieli. Szanuje Małysza za to co osiągnał, i tak już jest legendą i nic tego nie zmieni.