Wielu z nas rodziców chce widzieć w swoim dziecku cudowne dziecko i geniusza. Kiedy była w podstawówce w latach siedemdziesiątych, matki wychodziły ze skóry, by zapisać swoje dziecko o rok wcześniej do szkoły. Za moich czasów były testy psychologiczne kwalifikujące dziecko do pierwszej klasy. Niejedna matka przypłaciła okropnym stresem, a nawet chorobą psychiczną, kiedy nie zakwalifikował się jej sześciolatek do pierwszej klasy, bo nie przeszedł pozytywnie testów. Uroiła sobie, że jej dziecko jest niedorozwinięte umysłowo i się tym zadręczała. Obsesja matki, która chciała swoje dziecko widzieć o rok wcześniej w pierwszej klasie odbijała się później na zdrowiu psychicznym jej dziecka. Obwiniała córkę i syna, że nie nadawali się do pójścia o rok wcześniej do szkoły i zadręczając nie wyrzutami wpędzała je w winę za niespełnienie nadziei rodziców. W naszym gabinecie zdrowia psychicznego jest sporo nastolatków ze schizofrenią, u których obsesja , że są winni, bo zawiedli swoich rodziców przerodziła się w chorobę psychiczną. Dziś jeszcze wiele kobiet ze starszego pokolenia, obecnie nawet mających prawnuki chwali się, że jej dziecko poszło o rok wcześniej do szkoły. O cudownym dziecku opowiada amerykański musical „Annette” i… ponownie zmusza do zastanawiania się czy warto z dzieci robić geniuszy czy raczej dać im szczęśliwe, normalne dzieciństwo?
Film „Annette” zaczyna się nietypowo. Aktorzy wychodzą na ulicę i śpiewają, że film się zaczyna. Potem jest tytuł „Annette” i widzimy głównego bohatera, sławnego komika Henry McHenrego jak na scenie opowiada bardzo dowcipnie, że zakochał się w słynnej śpiewaczce operowej Ann Devereaux, która jak mówi, co noc umiera na scenie. Potem widzimy sielankowy obraz ich miłości i wspaniałe występy Ann, które komentuje jej akompaniator, zakochany w niej. Sceny są przerywane newsami z telewizji, które komentują życie słynnych bohaterów. Pobierają się i wkrótce Ann rodzi córkę, której nadają imię Annette. Oboje rodzice są zakochani w Annette. Małe dziecko gra… lalka. Ale w ich małżeństwie zaczyna się psuć. załamuje się kariera Henriego, jego dowcipy przestają być śmieszne, zaczyna pić. Wiadomości telewizyjne ogłaszają, że państwo McHenry wybierają się w podróż jachtem razem z Annette, by ratować swoje małżeństwo. Na jachcie podczas burzy dochodzi do tragedii. Pijany Henry wyrzuca Ann za burtę i ta tonie, a Henry razem z córką dopływają do lądu. W nocy pojawia się duch Ann i śpiewa, że teraz nie nazywa się miłość tylko zemsta i że nie da mu o sobie zapomnieć, wcieli się w Annette. W domu Henry odkrywa , że malutka Annette ma piękny głos. Razem z dawnym przyjacielem Ann, teraz sławnym dyrygentem jeżdżą po świecie i prezentują piękny głos cudownego dziecka Annette. Mała Annette jest przez ludzi uwielbiana, ale Henriego dręczą wyrzuty sumienia, dalej nadużywa alkoholu. Pijany wraca do domu i słyszy, że Annette śpiewa ich ulubioną z Ann piosenkę. Ma pretensje do przyjaciela, że nauczył ją Annette. Ten mówi, że to on skomponowała piosenkę dla Ann i że Annette jest jego córką. Henry go zabija. Potem postanawia zrezygnować z pokazywania talentu córki. Odbywa się ostatni koncert dla olbrzymiej publiczności na stadionie. Ale… Annette nie chce śpiewać. Tylko śpiewa… tatuś morduje ludzi. Opinia publiczna odwraca się od niego, nie wybacza mu, że zamordował ich ulubioną śpiewaczkę. Henry zostaje skazany. Pojawia się duch Ann, który śpiewa, że nie Annette go będzie odwiedzała w więzieniu a ja. Ostania scena na widzeniu w więzieniu. Strażnik wnosi lalkę Annette, a potem pojawia prawdziwa pięcioletnia dziewczynka. Śpiewa już nie głosem zawodowej śpiewaczki operowej, ale dziecinnym głosikiem, że rodzice oboje tak naprawdę jej nie kochali, tylko ją wykorzystywali i że ona już go nie odwiedzi. Strażnik mówi : koniec widzenia! I wynosi dziewczynkę. Henry zostaje sam w więzieniu i koniec filmu. Potem jest jeszcze przewrotny napis: To jeszcze nie koniec! Zostańcie z nami! I… lecą tylko napisy końcowe.
Kiedy byłam na DKFie, prowadzący DKF mówił, że film się długo rozkręca. Jeśli po godzinie ktoś chce wyjść, to niech się wstrzyma, bo warto. I rzeczywiście, ciąg dalszy jest zaskakujący. Film ten jest musicalem z treścią surrealistyczną, o czym świadczy, że zamiast dziecka Annette cały film gra lalka, ale ma ona sens. Elementem surrealistycznym jest też połączenie realnej treści z fikcyjną w postaci pojawiania się ducha Ann. Film składa się jakby z dwóch części. Pierwsza trwa godzinę to sielankowa opowieść o miłości, druga zaskakuje widza, bo zmienia się w muzyczny thriller. Muszę przyznać, że na początku film mnie trochę rozczarował. Poszłam na niego z myślą, że będzie to film o tańcu, coś w rodzaju słynnego la la land. Film zaś okazał się filmem muzycznym i to nie jak klasyka musicali, które kończą się happy endem, to dramat muzyczny. Na początku, gdy zobaczyłam, że w filmie tylko śpiewają, chciałam rzeczywiście wyjść. Zostałam jednak i… film wciągnął mnie. Piosenki w filmie świetnie się komponują z akcją i potęgują dramatyzm. Myślę, że gdyby to nie był film śpiewany, nie robił by tak silnego wrażenia na widzu. Film wprowadził ciekawy zabieg. O swoim życiu , a co za tym idzie o dalszej akcji bohater opowiada, a raczej śpiewa widzom na scenie. I widz nie wie, czy to tylko gra czy rzeczywista akcja filmu. Film zawiera wiele surrealistycznych symboli. Głównym jest oczywiście jest lalka Annette. Widzimy ją podczas występu jak na scenę sfruwa z nieba. Także podczas występu Ann, kiedy śpiewa arie z Madamme Batterfly czy Toski i gdy umiera na scenie, widzimy ją jak fruwa czy chodzi po lesie. Umieranie Ann w sztuce to piękne ukoronowanie jej życia, jakby zapowiedź, jej rzeczywistej śmierci. Te piękne, liryczne bajkowe sceny są oczywiście w pierwszej części o miłości, w drugiej , mrocznej występuje już duch Ann, tworzący atmosferę grozy. Sporo widzów może mieć zastrzeżenia co do połączenia normalnego filmu z animacją i wprowadzenie lalki Annette. Spotkałam się z opiniami, że to jest sztuczne. Dla mnie nie! Lalka Annette pięknie się komentuje z fabułą i pokazuje, że dziecko nie może być dla rodziców lalką do zabawy w rodzinę. Końcowa przemiana lalki w pięcioletnią dziewczynkę dobitnie pokazuje, że dziecko to nie lalka, że myśli, czuje, ma swoje uczucia i że winno być traktowane jak człowiek. Wielu rodziców o tym zapomina…
Z lat dziecinnych pamiętam sceny, kiedy się odwiedzało znajomych, którzy mieli dzieci. Wszyscy siedzieli przy stole, kiedy już sobie podpili, wołali swoje pociechy i kazali przed gośćmi, by popisywały się jak małpeczki / w filmie małpa jest cennym symbolem: bohater ma sceniczny pseudonim : Małpa Boska, laka Annette ściska pluszową małpkę w dramatycznych chwilach, kiedy bohater zabija/ i deklamowały wierszyki albo śpiewały. Goście nie mogli wyjść z zachwytu, a rodzice opowiadali o tym, jak zdolne i utalentowane jest nasze dziecko. Mój tato kiedyś żartem mówił: Wszystkie dzieci to geniusze, tylko skąd się potem idioci biorą? A wujek zawsze opowiadał następujący dowcip: Einstein miał pięć lat i nie mówił. Jednego razu przy obiedzie nagle zapytał: Mamo, a gdzie kumpot? Na to matka ucieszona: Albercik, ty mówisz! Ale dlaczego dopiero teraz? Na to mały Einstein: A bo zawsze był kumpot! Nie ma dziecka niezdolnego. Każde dziecko ma do czegoś zdolność, ważne jest tylko by ona została w porę dostrzeżona i rozwijana. Kiedy w dzieciństwie rozwija się talenty, w dorosłym życiu dziecko może naprawdę wiele osiągnąć. Ale… dziecko to nie sterowana sznurkami małpeczka. To człowiek, który czuje i rozumie. Mądry rodzić powinien wiedzieć, że talenty u dziecka nie są po to, by zaspokajać ich rozbuchane ego. Talent dziecka jest dla dziecka i trzeba tak dzieckiem pokierować, aby ono wiedziało, że rozwija się dla własnej satysfakcji i zadowolenia z siebie. Taka praca nad dzieckiem i jego talentami da wspaniałe skutki w jego dorosłym życiu. Taki młody człowiek nie będzie zadowolony z siebie, nie będzie zakompleksiony, będzie znał swoją wartość i będzie miał satysfakcję z pracy nad sobą i z tego co robi w życiu. Gdy się dziecku wmówi, że musi pracować nad talentem dla satysfakcji rodziców, to… będzie miało fatalne skutki w jego dorosłym życiu. Pojawią się u niego kompleksy, bo nie potrafi zadowolić rodziców, bo przyniósł rodzicom wstyd nie chwałę, niska samoocena. W dorosłym życiu stres spowodowany niemożnością zadowolenia rodziców może skutkować nawet chorobą psychiczną. Jest sporo schizofreników, którzy w zapamiętaniu, nie oceniają sytuacji realnie i mówią terapeucie, że rodzice podcięli mu skrzydła, bo… on chciał być dziennikarzem, a oni się nie zgodzili i kazali mu ćwiczyć grę na skrzypcach, a on… wirtuozem filharmonii nie został. Opieka nad dzieckiem i jego wychowanie nie jest tak proste jak wiele kobiet sądzi: wystarczy urodzić, a wychowanie przyjdzie samo, bo każda kobieta ma instynkt. To nie tak, drogie panie! Wychowanie dziecka to ciężka praca na… kilka etatów. Należy bardzo dobrze poznać swoje dziecko i dostrzec do czego przejawia talent. Szlifowanie talentu to musi być decyzja dziecka a nie nasza!!!
Mam kilkoro nastolatków. Nigdy nie wbijałam im w głowę, że muszą mieć jakiś talent, ale już wiem, że mają. Moja piętnastoletnia córka ma talent pisarski, nawet już jej wydrukowali jedno opowiadanie. Mój dwunastoletni syn robi zdjęcia, też mu jedno już opublikował miejski portal internetowy w moim mieście. Moje dzieci w ogólniaku już realizują się w dziennikarstwie w miejscowej gazecie, a czternastoletnia córka miała już sesję w modelingu. Ja ich do niczego nie namawiałam, same zdecydowały, że chcą się realizować. Ja tylko dyskretnie czuwam, aby nikt z dorosłych im krzywdy nie zrobił. Szczególnie czuwam nad karierą w modelingu mojej córki, bo wiem, że jest dużo fałszywych agencji i nie chcę, by trafiła w ręce łapaczy dziewcząt. Ja jestem jej menadżerką i… przyjaciółką.
W przedwojennej komedii „Paweł I Gaweł” Helena Grossówna udawała cudowne dziecko grające na skrzypcach, bo ludzie chcieli oglądać grające cudowne dziecko niż dorosłą kobietę. Na cudowne dzieci jest zawsze zapotrzebowanie. Jednak pamiętajmy rodzice: Dziecko ma mieć dzieciństwo nie sławę! Piękne dzieciństwo to szczęśliwy, zdrowy psychicznie człowiek. A o to chodzi, by społeczeństwo było zdrowe psychicznie, bo to zdrowy i szczęśliwy kraj. Wszystkie dzieci są nasze – Miejmy to na uwadze, gdy spotkamy taką Annette! Stwórzmy jej Niebo na Ziemi, a nie piekło za życia! Dziecięcy Raj – idea fixe…?
Jestem prawnikiem, psychologiem i dziennikarzem, w kolejności, w której napisałam. W dziennikarstwie piszę co mi w duszy gra, ale uważam by było to sensowne, miało treść i spełniało społeczną rolę.