Na Ukrainie trwa wojna! Do nas dochodzą jej echa. Polskie społeczeństwo jest podzielone, wzajemnie się na siebie napuszczają, prawacy lewaków, a lewacy prawaków wyzywają od rosyjskich trolli. Polskie społeczeństwo współczuje, ale nie może w nieszczęściu jakie spotyka Ukraińców wzajemnie się porozumieć i wesprzeć Ukrainę dobrym słowem. Internet jest pełen tragicznych doniesień z wojny i trudno w tym oddzielić co jest prawdą a co nie. Mnie najbardziej porusza los dzieci, bo dzieci to wszędzie niewinna ofiara każdej wojny. Dzieci się boją, bo wywraca im się do góry nogami cały świat i w proch rozbija dzieciństwo. Dzisiaj przeczytałam na Facebooku następujący wpis: sześcioletni chłopiec w Charkowie boi się wojny. Zabrał wszystkie swoje misie i schował się w łazience, bo myśli, że tam będzie bezpieczny. Czy dorośli, którzy bawią się losem dzieci na Ukrainie, mają sumienie?
O małym, dziecięcym świecie, bezpiecznym w czułych ramionach rodziny, mówi amerykański film „C’Mon C’Mon”. Bohaterem filmu jest dziennikarz mieszkający w Nowym Jorku Johnny. Porzuciła go żona, jest sam i spala się w pracy. Charakteryzuje się tym, że chodzi z mikrofonem po kraju i robi wywiady z dziećmi. Film zaczyna się, jak ogląda swój wywiad z dziećmi imigrantów, opowiadającymi, jak piękna jest Ameryka. Dzwoni do niego siostra z Los Angeles i mówi, że jej mąż mieszkający w innym mieście, chory na schizofrenię ma nawrót choroby i musi do niego jechać się nim zająć. Prosi Johnnego, by przyjechał i zajął się jej ośmioletnim synem Jessym. Już musiała się zajmować mężem i Jessy był w domu dziecka, teraz nie chce go oddawać do domu dziecka. Johnny przyjeżdża do Los Angeles i zostaje sam z chłopcem. Johnny nie potrafi zajmować się małym dzieckiem, a i Jessy z początku jest nieufny do wuja. Kiedy zostają sami, Johnny czyta chłopcu bajkę na dobranoc, Czarnoksiężnika z Krainy Oz, jak mówi chłopiec czyta mu ją zawsze matka. Johnny kontaktuje się z siostrą przez telefon. On jej opowiada, jak mu idzie opieka, ona o tym jak czuje się jej mąż. Jednak Johnny musi wrócić do pracy, proponuje, że zabierze Jessiego do Nowego Jorku. Matka się zgadza. W Nowym Jorku dni wuja i siostrzeńca upływają na zwiedzaniu miasta i pracy, Johnny pozwala Jessiemu nagrywać. Johnny dostaje zlecenie na wywiady z dziećmi w Nowym Orleanie. Wyjeżdża ze współpracownikami i siostrzeńcem. Kiedy jest w pracy Jessym opiekują się jego współpracownikami. Ich przyjaźń się zacieśnia, Jessy zaczyna ufać wujowi. Kulminacyjnym punktem filmu jest jak obaj biorą udział w paradzie. Wuj niesie siostrzeńca na barana. Podczas marszu wuj się potyka i upada. Jessy mu potem dokucza, że zemdlał. Rozumie jednak, że wuj jest bardzo uczuciowy. Wracają do Nowego Jorku. Dzwoni siostra Johnnego i mówi, że jej mąż czuje się już lepiej. Przyjeżdża do Nowego Jorku po syna. Wracają do Los Angeles. Johnny zostaje znowu sam. Przesłuchuje taśmę, którą nagrał Jessy i wspomina piękne chwile opieki. Tak film się kończy. Kiedy lecą napisy, pojawiają się wywiady z dziećmi, które mówią, jak piękne jest życie w Ameryce i co dla nich jest szczęściem.
Kiedyś oglądałam piękny film o przyjaźni ojca z synem pt. „Sprawa Kramerów”. Otóż kiedy oglądałam film „C’mon C’Mon” przyszło mi na myśl porównanie ze „Sprawą Kramerów” Filmy obejmują tę samą problematykę. Opowiadają o wielkiej miłości dziecka do dorosłego i stopniowo rodzącego się uczucia dorosłego do dziecka. Oba filmy są tak samo wzruszające, bo miłość do dziecka i ufność dziecka do dorosłego wzrusza. Jest jednak różnica między obu filmami. Film „Sprawa Kramerów” to film prosty o łatwym przekazie film dla prostego widza. Film „C’Mon C’Mon” to film z tzw. górnej półki dla widza więcej wymagającego od kina niż tylko rozrywki. Film jest też robiony tzw. ambitną techniką. Przede wszystkim film jest czarno – biały, co powoduje, że akcja komponuje się z przekazem telewizyjnych wywiadów głównego bohatera. Bo właściwa akcja jest przerywana wywiadami z dziećmi i reminiscencjami z przeszłości bohaterów. Mamy więc sceny, kiedy bohater z siostrą opiekowali się umierającą matką i mamy sceny, kiedy Jessy przypomina sobie sielskie zabawy z ojcem. W akcję dobrze też są wplecione rozmowy telefoniczne i smsy Johnna z siostrą. Film zrobiony w konwencji czarno – białej to był celowy zamysł autorów filmy i moim zdaniem bardzo dobry zamysł. Czarno – białe sceny bowiem bardzo dobrze podkreślają nastrój filmu i dobrze pokazują rodzące się uczucia miłości i przywiązania między Jessym, a jego wujem. Dzięki biało – czarnym kadrom film naprawdę wzrusza i sprawia, że po zakończeniu widz zostaje po prostu wbity w fotel. Wczuwa się w uczucia Jessiego, wkracza w jego świat i żyje w jego świecie. Film ” Sprawa Kramerów” jest bardzo wzruszający i ten jest wzruszający. Oba porywają. Oba bardzo dobre, choć każdy w swoim gatunku. Film „C’Mon C’Mon” to majstersztyk filmowy i polecam go każdemu, kto chce wejść w świat dziecka. A ten świat jest bardzo ważny! Bo świat dziecka to szczęście, beztroska i miłość! I wara każdemu, kto jest tak zły, że chce zburzyć ten piękny świat. Takie jest przesłanie filmu „Sprawa Kramerów” – filmu z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, czasu, kiedy były dwa wrogie systemy rządów na świecie i Zimna Wojna i filmu „C’Mon C’Mon” – nakręconego obecnie, kiedy rosyjskie wojska pustoszą Ukrainę i kiedy prawdopodobnie odradza się nowa Zimna Wojna, a piękny świat dziecka zostaje zburzony. Film „C’Mon C’Mon” jest ostrzeżeniem! Dziecko to skarb narodów, a zrujnowanie jego psychiki to upadek świata.
Czym jest dla ciebie dziecko? To pytanie zadaje sobie każda kobieta, która wkracza w życie i zauważa, że do spełnienia jej życia potrzebna jest rodzina i dziecko. Marzeniem każdej kobiety jest, by zaznać doznań, które czynią ją prawdziwą kobietą. A zatem cieszy się, kiedy na teście ciążowym ujrzy dwie kreski. Ubolewa, że ma mdłości, traci figurę, ale kobiety, którym nie dane było być nigdy w ciąży, zazdroszczą jej tych mdłości. Zazdroszczą, że mąż lata rano ze ścierką, kiedy ona nie zdąży do ubikacji. Zazdroszczą tego, że ją rwie, kiedy zagląda do lodówki. Zazdroszczą, gdy ma chętkę na śledzia. Zazdroszczą, kiedy ma takie parcie na mocz, że odwiedza w mieście wszystkie na swojej drodze toalety. Zazdroszczą, bo… każda kobieta marzy by być w ciąży, choć niejedna singielka zaklina rzeczywistość, że dzieci nie są dla niej. Jednak ciąża to tylko początek. Potem pojawia się dziecko i… sprawa jest bardziej skomplikowana. Bo wychowanie dziecka to nie rozrywka z laleczką, to ciężka praca na trzy zmiany i co najmniej przez osiemnaście lat. A są osoby, które całe życie pozostają dziećmi i wymagają opieki.
Wychowanie dziecka to najprościej mówiąc stworzenie mu beztroskiego dzieciństwa i bezpiecznego świata. Dziecko musi wiedzieć, że ma zawsze bezpieczne ramiona matki, w które może się zawsze schronić przed burzami życia. Dotyczy to dzieci wojennych! Wojna jest koszmarem dla dorosłych. Wojna to śmierć, oderwane kończyny, rozszarpane wnętrzności, wojna to kaleki. To jest często ponad siły psychiczne dorosłych ludzi. Co dopiero, kiedy te okropności widzi małe dziecko. To dla niego szok, bo do tej pory widziało tylko szczęście i miłość. Dla wojennego dziecka ramiona matki to bezpieczna przyjaźń. Ono dopiero potrzebuje tej przystani. Dlatego ludzie w Polsce, nie psioczcie, kiedy Polska do swojej bezpiecznej przystani i spokojnego szczęścia przyjmie kobiety i dzieci, które w Donbasie musiały oglądać teatr wojny!
Szczęśliwe dziecko, które nie musi oglądać okropieństw wojny to później zdrowy psychicznie obywatel. A zdrowy psychicznie obywatel to zrealizowane marzenia. Znam wiele kobiet chorujących na schizofrenię samych i samotnych, którym nie dane było być w ciąży. A które tak tęsknią za tymi przypadłościami, że słuchają, jakie objawy ciąży miały ich koleżanki i wmawiają sobie, że… mają takie objawy. Jedna moja znajoma wmówiła sobie, że nie ma miesiączki i jest w ciąży, a ma pięćdziesiąt pięć lat i już dawno weszła w okres menopauzy. Mówi, że… jest Św. Elżbietą i że… to cud!
Ja bywałam w ciąży częściej niż… raz do roku. W każdej ciąży rzygałam jak kot, a mąż rano latał ze ścierką. Lubiłam swój stan i … nie wiem, co bym zrobiła, gdyby mnie tych dolegliwości pozbawiono. Dziś moja gromadka powoli wkracza w dorosłość. A ja chcę zrobić wszystko, by żaden mój syn nigdy nie poszedł na wojnę. Nawet ten, który jest synem oficera, który kiedyś mnie uczył wojska na studiach i po ojcu wybrał karierę wojskową! I zrobię wszystko, by żadna z moich córek nigdy nie musiała czekać aż jej narzeczony wróci z wojny lub że zginie na wojnie! Za dużo chcę? Może nie? Cyniczni politycy zastanówcie się!!!
Jestem prawnikiem, psychologiem i dziennikarzem, w kolejności, w której napisałam. W dziennikarstwie piszę co mi w duszy gra, ale uważam by było to sensowne, miało treść i spełniało społeczną rolę.