Zespół Pectus śpiewa następującą piosenkę, która zaczyna się: „To był sen, piękny sen, w Barcelonie, San Andre, coś mi mówi: Życie zmień! Tylko słońce, wino, śpiew.” Jest takie powiedzenie, że cieszy nas zwykle to, czego nie mamy. Życie jest nużące, tęsknimy do wielkich rzeczy, do bycia niepospolitym, mamy marzenia i pragniemy je realizować. I to jest normalne – nie objaw zaburzeń psychicznych. Choć patologiczne niezadowolenie z życia może być objawem choroby psychicznej. Trzeba wychwycić tę dyskretną granicę między psychozą a normalnością. Choć pracując jako czyściciel toalet, może być zadowolony z życia… tylko Japończyk. O tym opowiada piękny, japoński film „Perfect Days.”
Bohaterem filmu jest starszy Japończyk Hirayama, samotnik, który mieszka w Tokio i pracuje jako czyściciel publicznych toalet. Film opowiada o dwóch tygodniach z jego życia, dzień po dniu. Zaczyna się o świcie, kiedy Hirayama się budzi, wstaje, goli się i jedzie samochodem do pracy. Czyści toaletę i znajduje w niej płaczące dziecko, oddaje je matce. Potem idzie do parku zjeść lunch, fotografuje drzewa i zabiera szczepkę roślinki do domu. Wraca do domu i sadzi roślinkę w doniczce, ma już ich sporo. Kładzie się spać. Rano znowu się budzi, szykuje się i jedzie do pracy. Dzień jest podobny. W niedzielę oddaje kombinezon roboczy do pralni i idzie do pubu na piwo. Zaczyna się nowy tydzień. Kiedy wraca wieczorem do domu, okazuje się, że przyjeżdża do niego siostrzenica. Na drugi dzień idą razem do pracy. Wieczorem przyjeżdża jego siostra i zabiera córkę do domu. Hirayama idzie na następny dzień sam do pracy. W niedzielę idzie do pubu, ale pub zamknięty. Przez okno widzi, jak barmanka ściska się z jakimś mężczyzną. Idzie na bulwar morski i tam samotnie pije piwo z puszki. Spotyka mężczyznę z pubu, który mówi, że jest byłym mężem barmanki. Jest nieuleczalnie chory i poszedł ją przeprosić. Mężczyźni razem się bawią. W kolejny poniedziałek Hirayama jedzie do pracy, jego pracownik się zwolnił. Pracuje na dwie zmiany. Pisze do firmy, by mu kogoś przysłali, bo nie daje rady. Na następny dzień pojawia się kobieta. Następnego dnia jedzie do pracy. Zbliżenie na jego twarz: śmieje się. Pokazany jest krajobraz Tokio. Koniec.
Film „Perfect Days” to film obyczajowy. Opowiada o dwóch tygodniach, dzień po dniu z życia przeciętnego japońskiego pracownika. Film jest jak życie przeciętnego japońskiego pracownika: monotonny i nudny. Ale przez to film jest bardzo dobry, bo i takie filmy trzeba kręcić. Film jest trochę nostalgiczny i symboliczny. Pokazuje nie tylko nudne życie pracownika, ale także jego marzenia. I pokazuje to poprzez symbole. I robi to perfekcyjnie. Wzrusza scena, kiedy bohater podczas lunchu fotografuje drzewa i zbiera szczepki kwiatów. Potem w domu jest pokazany cały ogród tych kwiatów. Każdy dzień pracy bohatera kończy się jego snem i symbolicznymi marzeniami sennymi. To bardzo uczłowiecza bohatera. Widzimy bowiem, że to nie tylko maszyna do pracy, ale także człowiek mający uczucia i życie wewnętrzne. A to życie wewnętrzne jest bogate. Film wzrusza. Jednak film pokazuje, że człowiek to nie tylko maszyna do pracy, to istota ludzka stworzona przez Boga na Swój Obraz i Podobieństwo. Piękna jest scena, kiedy jego siostra zabiera siostrzenicę. Widzimy zbliżenie twarzy bohatera i łzy w jego oczach. Bohater ma chwile zwątpienia, ale jego uśmiechnięta twarz na końcu mówi, że jest szczęśliwy, nie zmienia swojego życia. I to jest clue filmu: umieć się cieszyć z małych rzeczy, z codzienności. To jest najpiękniejsze przesłanie filmu! Dlatego warto go obejrzeć. Filmu nie polecam każdemu, bo to film zmuszający do myślenia, ale powinien go obejrzeć każdy, kto chce się przenieść w realia innego świata, świata japońskiego. Świata nudnej codzienności, kieratu pracy i wyścigu szczurów, które zbudowały bogactwo Japonii. Pracując jako czyściciel toalet, może być szczęśliwy tylko Japończyk…
Nad bramą obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau wisi napis: „Arbeit macht frei” – Praca czyni wolnym. Napis bardzo przewrotny, bo praca w niemieckich obozach koncentracyjnych czasów hitleryzmu, a dzisiaj także w innych obozach koncentracyjnych, dawała tę wolność, ale wraz z wędrówką do Nieba, bo była to praca ponad siły człowieka, nastawiona na maksymalny wyzysk psychiczny i fizyczny. Wszystkie lewackie partie, w tym partia nazistowska i komunistyczna, nastawione były na etos pracy.
NSDAP – Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników, partia Adolfa Hitlera. Nazwa narodowa jest myląca, bo sugeruje, że to partia faszystowska i prawicowa. Tak nas zresztą uczono przez wiele lat i taki pijar prowadziła komuna, by zdyskredytować partie prawicowe. Tymczasem nazizm niemiecki to system stricte lewacki, może inny niż komunizm, bo nie zawierał pierwiastka internacjonalizmu, ale lewacki. Hitler umieścił w nazwie przymiotnik narodowy, by dostosować do świadomości niemieckiej. Niemcy z natury są nacjonaliści i internacjonalizm by się nie przyjął. Hitler, kiedy walczył o władzę, oparł się na szerokich masach społeczeństwa, swoją partię kierował do robotników. Miał szeroki wachlarz propozycji socjalnych, co po kryzysie Republiki Weimarskiej dla robotników było bardzo kuszące. Zresztą po dojściu do władzy realizował propozycje socjalne, między innymi słynny samochód Hitlera dla robotników, osiedla tanich domów dla robotników itp. Ideologia nazizmu była oparta na etosie pracy. Człowiek niepracujący to był pasożyt i nic mu się nie należało. Dzisiejsza propozycja Nowej Lewicy w Polsce tzw. „babciowe” tylko dla rodziców, którzy podejmą pracę. Zgrzyt?
Systemy lewackie wychowały całe pokolenia oparte na fałszywym etosie pracy. W Polsce socjalistycznej praca musiała być dla wszystkich i wszyscy musieli po równo zarabiać. Było nawet powiedzenie: Czy się stoi, czy się leży, dwa patole się należy. Dziś ten fałszywy etos pracy pokutuje. Miliony bez zajęcia rąk, a wciąż w pogardzie praca. Jarosław Kaczyński, kiedy dziewięć lat temu objął władzę na dwie kadencje, rozpropagował rozbuchany program socjalny i zaczął rozdawać pieniądze bez pomyślunku. I wychował lumpenproletariat roszczeniowo nastawiony, który do żadnej pracy się nie nadaje, i domaga się pieniędzy od państwa. Nie dostanie, pójdzie kraść, bo jeść trzeba…
Mój znajomy prowadzący małą firmę rodzinną klnie na czym świat stoi, bo nie może nikogo zatrudnić. Jednego zatrudnił, to po miesiącu nie przyszedł do pracy. Innego trzeba było przyuczać. A inny zatrudniający się powiedział, że… chce pensji jak ta pani. Znajomy powiedział, że ta pani jest tu radcą prawnym. Na to kandydat, ale ja też jestem magistrem. Dodam, że dopiero skończył studia. Po mieście rozeszło się, że znajomy wykorzystuje i źle traktuje pracowników. A prawda jest taka, że dzisiejsi młodzi ludzie nie nadają się do pracy. Poziom szkolnictwa jaki jest, taki jest i jak mawia koleżanka, jak ktoś chce to się wykształci, nawet jak szkoła będzie uczyć tylko stawiania krzyżyka w odpowiedniej kratce do głosowania. Jełop pozostanie jełopem. Dzisiejsza młodzież, i to od początku millenium, ma seksualny stosunek do nauki. Nic nie czyta, a z lektur tylko opracowania. Wychowały ich gry komputerowe i trenowanie palca w komórce. To pokolenie, które weszło obecnie na rynek pracy, do niczego się nie nadaje, a wymagania ma… pensji dyrektora. Albo ma roszczeniowy stosunek do pracy, domagając się socjalu i głosując na partie populistyczne rozdające pieniądze. Jak nie da państwo, pójdą kraść. Dziś rząd postawił na odnowę etosu pracy. Wprowadził „babciowe” pod warunkiem, że rodzice pójdą do pracy. Czy to jednak odnowi szacunek do pracy? A jak do pracy zaczną dla pieniędzy iść ludzie, którzy się do niej nie nadają i olewać będą robotę? Skoro państwo stworzyło precedens, że daje pieniądze za nic, musi dawać i tworzyć lumpenproletariat. Quo vadis, społeczeństwo?
Coś mi mówi: życie zmień! To nie jest łatwo, gdy człowiek się do czegoś przyzwyczai. Jednak życie trzeba zmienić! Kraj i świat pójdą do przodu, kiedy ludzie będą kreatywni i mądrzy. Wierzycie w przyszłość świata? Wierzycie w nasze szkolnictwo? Musiałyby się zmienić rządy! Kto będzie rządził? Nieważne, czy prawacy czy lewacy, ważne, by wydobyto z ludzi najlepsze cechy… Rządzący zrozumcie, lumpenproletariat to nie rozwój, to upadek państwa!
Jestem prawnikiem, psychologiem i dziennikarzem, w kolejności, w której napisałam. W dziennikarstwie piszę co mi w duszy gra, ale uważam by było to sensowne, miało treść i spełniało społeczną rolę.