Pamiętam, kiedy w połowie lat dziewięćdziesiątych miałam nawrót choroby dwubiegunowej i lekarz skierował mnie na terapię zbiorową, tamtejsza lekarka spytała się mnie, jaki mam problem. Odpowiedziałam, że wydaje mi się, że jestem spikerką telewizyjną. Lekarka mnie wtedy zapytała, czy nie chodzę po ulicach i „nadaję” na głos jak spikerka. Ja na to, że nie, nigdy nie miałam takich objawów. Mój problem jest inny: ja naprawdę byłam prowadzącą Wiadomości w Publicznej jedynce i w ogóle byłam tym wszystkim, co się nazywa osobą publiczną, tylko tego nie pamiętałam. Moja świadomość skupiała się na tym, co tu i teraz, czyli gnębiłam się tym, że mam nudne życie, jestem na bezrobociu i nie mogę znaleźć pracy, na aplikację nie mogę się dostać i żaden z mężczyzn nie chce na mnie polecieć. A sytuacja jest zupełnie odwrotna: jestem spełniona w każdej dziedzinie życia. Czy sława jest wartością, o której warto marzyć?
Ten problem podejmuje polski film wg. scenariusza Ilony Łebkowskiej ze wspaniałą rolą Małgorzaty Kożuchowskiej w roli tytułowej pt. „Zołza”.
Bohaterka filmu tytułowa zołza nazywa się Anna Sobańska, jest kobietą spełnioną w każdej dziedzinie życia. Jest autorką wziętych scenariuszy filmowych, ma udane życie rodzinne, kochającego męża i dwójkę dzieci. Film zaczyna się jak dwójka bohaterów siedzi przed domem i rozmawia, potem się plan poszerza i widzimy, że kręcą popularny serial, a to filmowe małżeństwo, para głównych bohaterów. Reżyser mówi, kto napisał tak bzdurny tekst. Aktor mówi: ta zołza scenarzystka. Potem akcja się przenosi do studia telewizji śniadaniowej i widzimy wywiad z autorką scenariusza kręconego na początku serialu, znaną i popularną scenarzystką Anną Sobańską. Mówi, że jest spełniona zawodowo i właśnie ma szanse na produkcję filmu przez znanego producenta. Anna Sobańska wraca do domu i zaczynają się jej kłopoty. Zaczyna widzieć swoich bohaterów, którzy jej mówią jaką jest złą matką i żoną i że ludzie, z którymi pracuje jej nie lubią, bo jest zadufana w sobie, arogancka i niemiła. Anna tej prawdy nie dopuszcza do siebie i… zaczyna się dziwnie zachowywać, wygraża komuś, kogo nikt nie widzi, krzyczy, wariuje. Staruszka i kombatantka Powstania Warszawskiego zarysowuje jej samochód. Anna wyzywa staruszkę, co wychwytują paparazzi. Sprawa się roznosi. Anna idzie przeprosić staruszkę i obiecuje, że zajmie się bezdomnymi kotami. Jednak znowu ukazuje jej się para bohaterów serialu. Anna się awanturuje, rzuca kotem o ziemię. Mąż się o nią niepokoi. Kiedy ma następny atak, każe się odwieźć do kliniki psychiatrycznej. Ucieka jednak z kliniki. Wynajmuje pod przybranym nazwiskiem mieszkanie i kończy scenariusz dla znanego producenta. Kiedy jednak idzie do producenta zanieść scenariusz i zawrzeć umowę, znowu jej się ukazują bohaterowi i wybucha awantura. Producent ją wyrzuca z gabinetu. Po tym incydencie mąż nie wytrzymał, zabiera dzieci i wyprowadza się z domu. Anna zostaje sama ze straconymi planami zawodowymi. Do tego dowiaduje się, że aktor grający główną rolę w jej serialu popełnił samobójstwo. To powoduje, że Anna budzi się z zaklętego kręgu i postanawia całkowicie zmienić swoje życie. Postanawia pomóc żonie zmarłego aktora. Bierze także do domu swojego ojca, z którym od czasu swojego ślubu była skonfliktowana i postanawia się opiekować sparaliżowanym po udarze ojcem. Okazuje się też, że aktor tylko sfingował swoją śmierć i żyje. Mąż z dziećmi wraca do domu, postanowił dać Annie drugą szansę. Finał filmu to znowu scena z kręceniem popularnego serialu, oboje bohaterowie są. Anna ogłasza, że rezygnuje z produkcji serialu, ale mówi, że główni bohaterowie będą żyli. Potem jest scena, kiedy szczęśliwa Anna biega w parku, widzi parę bohaterów, którzy się uśmiechają i mówią: wreszcie zmieniłaś swoje życie! Anna już nie wybucha, śmieje się i mówi: możecie tu przychodzić, bylebym was nie widziała. Ostatnia scena to sielankowe zdjęcie w domku letniskowym: Cała rodzina Sobańskich w komplecie na zdjęciu, Anna, jej mąż, dzieci, ojciec, wszyscy są szczęśliwi. Koniec.
Film to komedia romantyczna i to dobra komedia, jak zresztą każda, której scenariusz pisała królowa polskich seriali Ilona Łebkowska. Film ma dobry scenariusz, co jak mawia moja koleżanka jest rzadkością w polskim filmie. Polskie filmy mają kiepskich scenarzystów i dlatego większość z nich jest kiepska. A podstawą dobrego filmu jest dobry scenariusz. I filmem „Zołza” Ilona Łebkowska udowodniła, że z małymi wyjątkami jak Kogel Mogel 3 i 4 jest mistrzynią dobrego scenariusza. Film „Zołza” jest dobrze zrobiony, ma trafne dialogi, wartką i wciągającą akcję. Moja koleżanka mówi, że zmorą polskiego filmu jest to, że nie ma on akcji, a składa się z luźnych scenek, zwłaszcza jeśli idzie o komedie, to nie są to filmy, a luźne scenki kabaretowe. Wg. mojej koleżanki winę za to ponosi Janusz Majewski, który stoi na czele Polskiego Instytutu Filmowego, a który właśnie w ten sposób budował swoje filmy. W filmie „Zołza” Łebkowska zaprzecza całkowicie tej tezie. Film ma wartką akcję, gdzie kolejna scena wynika z poprzedniej. Film to komedia romantyczna, ale humor ma subtelny i gorzki. Film każe nam się zastanowić nad ceną sławy i hierarchią wartości w życiu. Co jest najważniejsze w życiu: sława czy rodzina? I film jak zresztą wszystkie produkcje Łebkowskiej odpowiada na to jednoznacznie: rodzina. Być może dlatego film nie zbierze pozytywnych recenzji. Większość recenzentów jest niestety lewacka. A oni uważają, że takie wartości jak rodzina, wiara, patriotyzm to zmurszałe wartości i ciemnogród, które jak najszybciej należy oddać do lombardu. A o Łebkowskiej mawiają, że dla pieniędzy sprzedała się PiSowi i robi filmy, które promują durne pisowskie wartości. Kurna, czy rodzina, miłość, wiara to pisowskie wartości? Jeśli tak, to… w tej kwestii popieram pis! Ten film to w pewnej sensie biografia Łebkowskiej, pokazała w nim samą siebie i przez gorzką ironię krytyczny stosunek do samej siebie. Są odniesienia do filmów Łebkowskiej. Leitmotivem filmu jest kręcenie popularnego tasiemca, to nic innego jak serial M jak Miłość. Jest też odniesienie wprost do śmierci Hanki Mostowiak w kartonach. Łebkowska tu nabija się ze swojego pomysłu. Jest też wątek psychologiczny. Bohaterka przeżywa załamanie nerwowe na skutek przepracowania i stresu. Ukazywanie się bohaterów serialu bohaterce to nic innego jak omamy wzrokowe w chorobie psychicznej. Pokazane jest jak bohaterka otarła się o schizofrenię. Czy to obraz samej Łebkowskiej czy już tylko fikcja literacka? Film jest przez dystrybutora reklamowany jako autobiografia Łebkowskiej. I być może widz będzie już kojarzył bohaterkę filmu z królową polskich seriali. I dobrze! Bo zauważy, że nawet człowiek sławny i popularny ma zwykłe problemy jak zwykli ludzie. Denerwuje się, przeżywa stres i… choruje psychicznie. I to jest balsam dla każdego schizofrenika. Wie, że choroba to nie kara boska, że został przez kogoś przeklęty i choroba zniszczyła mu życie. Film pokazuje, że wielcy też zmagają się ze schizofrenią. Film pokazuje chorobę psychiczną bohaterki w sposób lekki, ironiczny, z przymrużeniem oka. Widać, że Łebkowska ma dystans do siebie. To jest największa wartość filmu. Miejmy dystans do samego siebie, nauczmy się śmiać z siebie, a będziemy szczęśliwsi. Film „Zołza” to dobre kino, wartościowa komedia romantyczna, na którą warto iść i z której… nie wyniesie się tylko z kina pustej torebki po popcornie.
Kiedyś mój ukochany Mirek powiedział mi, że ty najlepiej umiesz pisać dialogi, są krwiste i pełne życia. Ja swoją przygodę ze scenariuszem zaczynałam na początku lat osiemdziesiątych kiedy skończyłam szesnaście lat. Pomagałam przy scenariuszu Juliuszowi Machulskiemu w komediach ” Seksmisja” i ” Kingsajz”. Póżniej zaczęłam pisać własne scenariusze, by w latach dziewięćdziesiątych przejść na zawodowstwo i z byłym mężem robić autorskie filmy. Tak, zdobyłam szczyty i jestem popularna i rozpoznawalna. Czy to mnie jednak zniszczyło? Czy wpadłam w narcyzm i samouwielbienie siebie? Ja sama tak o sobie nie mogę powiedzieć, ale sława mnie dużo kosztowała. Przeżyłam kryzys nerwowy i nawrót choroby dwubiegunowej. Film Łebkowskiej jest trochę o mnie, dlatego tak mi się go dobrze oglądało. Myślę jednak, że to film o każdym z nas, każdy znajdzie w nim coś w siebie. Sława i popularność to nie tylko domena literatów czy aktorów, to domena każdego człowieka co coś w życiu robi. Dobry adwokat jest popularny i rozpoznawalny w swoim mieście. Dobry księgowy jest popularny i rozpoznawalny w swoim mieście. Dobry lekarz jest popularny i rozpoznawalny w swoim mieście. A są tacy co nie tylko w swoim mieście. Z każdą pracą, w której człowiek się spala, a spala się jeśli kocha swoją pracę i się nią interesuje związany jest stres. I każdego człowieka, co pracuje może czekać załamanie nerwowe. Droga do sukcesu jest usiana kolcami. Droga do sukcesu niszczy nas psychicznie. Czy jednak warto walczyć o sukces?
Ja uważam, że warto! Celem ludzkiego życia nie jest przejść przez życie niezauważonym i każdego przepraszać, że się żyje. Taki człowiek, kiedy nadejdzie kres, będzie nieszczęśliwy i będzie mu smutno, że odchodzi, a nic nie zdziałał w życiu. Nikt po nim nie zapłacze. Nikt o nim nie będzie pamiętał. A dziś mamy takie czasy, że nawet dzieci po śmierci dziadków i rodziców mają ich w d… i mogiła zarasta niepielęgnowanym chwastem. Każdy człowiek rodzi się po to, by jak pisał Konstanty Ildefons Gałczyński ” Bić, lśnić jak fontanna”. Bóg stworzył człowieka na Swój Obraz I Podobieństwo i dał mu wolną wolę, by zrobił ze swoim życiem to, co uważa dla siebie za najlepsze stosownie do swojego rozumu. I Bóg się cieszy, kiedy człowiek staje się kimś wielkim i rozpoznawalnym. Tylko pamiętajmy…! Cały czas trwa walka Boga z Szatanem o duszę człowieka! Zdarza się, że człowiek błądzi, wydaje mu się, że stał się wielki i sławny i będzie szczęśliwy, a to tylko ułuda. Bo to nie Bóg tylko Szatan go omamił sławą i wielkością. Takim przykładem omamionego wielkością przez Szatana jest Władimir Putin. Nie wiadomo, kiedy przywódca Rosji zszedł na manowce, ale wiadomo, że… za tę wielkość drogo zapłaci. Dlatego pracujmy nad sobą, by osiągnąć szczyty na chwałę Boga! Ale… uważajmy, bo jeden zakręt za daleko na naszej drodze może być skrętem do Piekieł!
Popularność jest słodka i miła i pożądana. Cena popularności… Może być wysoka. Czy choroba psychiczna może być powodem, aby nie pchać się na świecznik i przeżyć życie cicho i niezauważalnie? Pismo Święte mówi: Błogosławieni cisi albowiem do nich będzie należało Królestwo Niebieskie! Cisza i pokora jest miła Bogu. Ja jednak krzyczę: ” Chcę bić, lśnić jak fontanna” Jestem miła Bogu? A Ty… ” bijesz i lśnisz jak fontanna? Jak tak, to znasz i gorycz i słodycz. Co za smaki!!!
Jestem prawnikiem, psychologiem i dziennikarzem, w kolejności, w której napisałam. W dziennikarstwie piszę co mi w duszy gra, ale uważam by było to sensowne, miało treść i spełniało społeczną rolę.