Ta historia wydaje się pasować do wielu polskich rodzin. Jednak doświadczenie Igora jest niezwykle osobliwe i należy się nad jego losem pochylić. Igor przyszedł na świat w małej wiosce na Lubelszczyźnie. Od początku wychowywał się w trudnych warunkach.
Jego Ojciec nie mógł znaleźć odpowiedniej pracy i spędzał czas w domu planując rozkręcenie biznesu, a Matka była nieporadna, gdyż nie wyrabiała się z domowymi obowiązkami. A przecież taka jest od zawsze rola kobiety. Igor patrząc na nieudolność Matki bardziej szanował Ojca i zaczął go naśladować. Porzucił dość szybko szkołę, do której zmuszała go Matka. W lubelskich placówkach edukacyjnych męczono młodzież zupełnie niepotrzebną wiedzą. Do radzenia sobie w życiu wystarczy bowiem jedynie własne doświadczenie i ludowa mądrość, którą Igor odziedziczył po Ojcu, absolwencie szkoły podstawowej. Już wtedy Igor był nierozumiany przez świat. Przymusy edukacyjne, konieczność pracy, to coś co obce było Igorowi. Po co pracować, skoro ojciec nie pracuje? A Matka przecież nie protestuje. Jednak świat tego nie akceptował i Igor nie miał pieniędzy mimo że nie pracował. Jeszcze nie znalazł bowiem kobiety, która będzie go utrzymywać.
Ta sytuacja zaczęła go dobijać i z czasem zaczął sięgać po alkohol. Najprawdopodobniej któryś z jego kolegów polał mu pierwszą wódkę. Igor nie lubił alkoholu, on po prostu pił, bo miał trudne dzieciństwo i był nierozumiany przez świat, a ojciec nie okazywał mu miłości. Wtedy Igor zachorował na alkoholizm. Niestety mimo wielu prób nie otrzymał renty na to zaraźliwe schorzenie. Polska jurysprudencja jest wciąż bezduszna, przyznając renty chorym na kalectwo , a zapominając o chorych na alkoholizm. Alkohol był dla Igora jak lekarstwo, musiał codziennie przyjmować, aby nie być niszczonym przez bezduszny świat, który ciągle nie okazywał mu zrozumienia i na dodatek wymagał różnych powinności. Na szczęście z pomocą przyszła mu opieka społeczna, bo od tego oni są. 540 złotych miesięcznie starczyło na wódkę, w razie czego dokupiła mu alkohol Matka. Ona była kochana, jak Igorek nie miał siły pójść po flaszkę, Matka w razie czego wsiadła na swój wózek inwalidzki i jechała do monopolowego po lekarstwo dla syna. Do tego zawsze dbała by miał czyste ubranie, piorąc mu brudną bieliznę w starej frani. Czasem miała wątpliwości, czy czyni dobrze, jednak porady duchowe u lokalnego proboszcza zawsze dodawały jej otuchy i zrozumienia dla syna. Ksiądz Andrzej zawsze tłumaczył Igora chorobą alkoholową, trudnym dzieciństwem, podłością edukacji i brakiem perspektyw na Lubelszczyźnie.
Zasilony pomocą z opieki społecznej, Igor postanowił się wybrać na pierwsze wakacje. Wybór padł na Mazury, ponieważ tam można było się wylegiwać, a Igorowi najbliższe były pozycja siedząca i leżąca. Nie lubił chodzić i się przemęczać. Tam spotkała go największa radość, poznał miłość swego życia. Powstaje pytanie jak Igor, prosty chłopak z Lubelszczyzny, poderwał Andżelikę, laskę z Warszawy. Zaimponował jej po prostu zwyczajnością, tym, że był autentyczny. Miał takie ciężkie dzieciństwo, kaleka matka, ojciec bezrobotny, a mimo to potrafił być zabawny. To urzekło Andżelikę. Po kilku tygodniach stanęli na ślubnym kobiercu. Do jedności w Chrystusowym sakramencie prowadził ich ów ksiądz Andrzej, duchowy opiekun Igora. Warszawa pokazała Igorowi nowe możliwości, zrobił prawo jazdy, często zmieniał robotę, gdyż pracodawcy nie rozumieli, że musi się leczyć alkoholem i wypowiadali mu umowę. Mimo to Igor zawsze kasę znalazł, a w razie czego pomagała mu Andżelika, idąc po jego lekarstwa nawet będąc w zaawansowanej ciąży. Była z tego niezwykle dumna, jej dzieci będą nosić geny wspaniałego Igora. Młoda para co jakiś czas otrzymywała pomoc z renty matki Igora, która by spłacić długi syna sprzedała swój wózek inwalidzki i chodziła o kulach.
W małżeństwie Igora układało się różnie, jak to w zwykłym życiu. Czasami żona go drażniła i w związku z tym musiał jej przyłożyć, żeby przywołać do porządku. Kierował się on wtedy przysłowiem, które co niedzielę po mszy mówił w jego domu ojciec: „Jak mąż żony nie bije, to jej wątroba gnije”. Wkrótce zaczęły przychodzić na świat dzieci. W sumie było ich dziewięcioro. Całe szczęście, że przy planowaniu rodziny Igor i Andżelika kierowali się moralnymi wskazaniami Kościoła, który nie pozwala na takie bezbożne zdrożności jak antykoncepcja. Igor wychowywał dzieci przykładnie, mało z nimi rozmawiał, hołdując zasadom, że „w życiu liczą się czyny a nie słowa”, a jednocześnie „słowa są srebrem a milczenie złotem”. Igor nie rozumiał żadnej ze swojej pięciu córek. Dla niego kobiety ze swą powierzchowną wrażliwością były po prostu głupie. Lepiej dogadywał się z synami, z którymi ciągle przesiadywał przed telewizorem, albo w którymś ze swoich dwóch starych golfów. Warto podkreślić, że Igor był mimo wszystko człowiekiem religijnym, nigdy przed mszą nie pił, dopiero po nabożeństwie szedł na mszalne z wikarym. Dzieci były wychowane w duchu wiary, w razie nieobecności na katechezie lub nie zmówienia pacierza, dostawały zasłużoną karę w postaci lania kablem od żelazka. „Przez cierpienie i poświęcenie jest droga do Zbawienia” taka była dewiza Igora i Andżeliki. On cierpiał całe życie a ona poświęciła mu swoje. Jednak po jakimś czasie Andżelika także przestała rozumieć Igora. Coraz częstsze kłótnie i prowokacje z jej strony, wymuszające na nim interwencję za pomocą pięści sprawiły, że jego serce zaczęło szukać miłości gdzie indziej.
Wkrótce poznał Marię, która pomogła mu wyleczyć się z alkoholizmu. Miał z nią czwórkę dzieci. Nie złamał zasad sakramentu z Andżeliką, gdyż zdrada w Kościele nie jest powodem do unieważnienia małżeństwa. Wątpliwości Andżeliki w tej kwestii rozwiał oczywiście ksiądz Andrzej. Dziś u Igora coraz lepiej, utrzymują go dwie kobiety i jego dzieci, czasem pomoże i Matka. Igor wciąż nie może pracować, ponieważ rynek pracy dalej go nie rozumie. Najważniejsze w tej historii jest to, że Igor wyleczył się z alkoholizmu. Być może sprawiła to Maria, ale Igor uważał, że nie ma w tym przypadku. Przyszła ona do niego z pomocą, tak jak niegdyś Maria do Chrystusa, płacząc pod krzyżem, gdy umierał. Igor też umierał a od zguby uratowała go Maria. Postanowił się odwdzięczyć Matce Bożej i przepisał mieszkanie, które do małżeństwa wniosła Andżelika na kościół z jego rodzimej wioski. Dzieci Igora wyprowadziły się po jakimś czasie z domu, zakładając rodziny, a na drogę życiową dostały błogosławieństwo ozdrowiałego ojca. Ta historia opowiada nam o harcie ducha, schorowanego, nierozumianego przez świat człowieka, który w końcu dzięki Marii odnalazł zdrowie, pogodę ducha. Jak wielka jest bowiem miłość i nadzieja, to wie tylko Wszechmogący.
Socjolog, pasjonat fotografii