Nowy 2009 rok media już obwieściły rokiem rocznic. Będziemy bowiem przypominać wybuch II wojny światowej, Okrągły Stół, wybory 1989 roku, 5-lecie bycia członkiem UE. Wszystkie tewydarzenia na pewno sprawią, że odżyje wiele sporów i będą toczone dyskusje zarówno przez publicystów, polityków jak i zwykłych ludzi. Bardzo dobrze się dzieje, że państwo będzie niejako patronować tym rocznicom, pokazuje to, że dbałość o świadomość i pamięć społeczną jest wciąż ważna i obecna w polityce. Daje to też dodatkowe argumenty dla zwolenników polityki historycznej.
Obecność władzy publicznej może jednak i stwarzać pewne zagrożenia w tej kwestii. Możemy bowiem doświadczyć pewnych linii ramowych oceny tamtych wydarzeń z przeszłości, być może będą nam narzucane jedynie słuszne wersje i bohaterowie. I tego właśnie obawiam się w obecnym roku rocznic. Wydaje się, że będą dwie daty powodujące starcia i punkty zapalne, a mianowicie 1 IX 1939 i 4 VI 1989 roku. Wokół wydarzeń tamtych dni możemy mieć do czynienia z silnym sporem. Już zresztą widać tego przedsmak.
Zacznijmy od nieszczęsnej II wojny światowej. Prawdopodobnie wszyscy Polacy wiedzą, że to Niemcy i ZSRR napadły na Polskę. Jednak ze świadomością tak zwanych „Europejczyków”, do których mainstream medialno-polityczny zalicza mieszkańców Europy Zachodniej, może być już gorzej. Obecnie często z Niemców robi się ofiary nazizmu, biednych „wypędzonych”, Polacy to natomiast antysemici, Żydów mordowano w „polskich obozach koncentracyjnych”. O roli ZSRR najczęściej się milczy. Być może decyduje o tym współczesna, międzynarodowa polityka, w której na gruncie europejskim karty rozdają Niemcy i Rosja.
Powstaje pytanie, czy dość euroentuzjastyczne elity rządzące obecnie w Polsce dadzą sobie z tą sytuacją radę i nie będą zmiękczać ostrej krytyki dawnych agresorów z września 39. Ryzyko politycznej poprawności niestety niesie konieczność podporządkowania się mainstreamowi. Dodatkowo oliwy do ognia dolewa tutaj kwestia powstania w Gdańsku Muzeum Historii Polski, która już wzbudza kontrowersje historyków i publicystów. Toczy się bowiem spór o ideowy kształt nowej placówki. Profesor Machcewicz, dyrektor placówki skłania się ku „europejskiej” wizji muzeum, czyli ukazywania wyjątkowości polskiego doświadczenia wojny w szerszym kontekście europejskim. Doktor Żaryn i Bronisław Wildstein z kolei są sceptyczni co do tej koncepcji. Nietrudno zgadnąć do jakich opcji politycznych blisko jest aktorom tej dyskusji. Jeśli dojdzie do sporu politycznego może dojść do ostrych konfliktów, którymi będą karmić się media.
Osobiście mam obawy co do projektu „europejskiego”. Ciągłe powtarzanie tego określenia „europejski”, „Europejczyk” powoduje u mnie przesyt i mdłości. Przedstawianie II wojny światowej w postaci ukłonu wobec integracyjnych dyrektyw unijnych wydaje mi się wyjątkowo szkodliwe i nielogiczne. Muzeum tego typu powinno bowiem pokazywać fakty historyczne, być ciekawie zaaranżowane, by zainteresować zwiedzających, a nie karmić nas ideologią typu: „Wszyscy jesteśmy Europejczykami więc wszyscy cierpieliśmy w czasie wojny.” Osobiście wydaje mi się, że muzeum to powinno być interesującym fragmentem II wojny światowej ale wkomponowanym w polskie realia. Chyba, że…profesor Machcewicz będzie ukazywał niechlubne zachowanie owych „Europejczyków”: rząd Vichy we Francji, indolencję mocarstw zachodnich w stosunku do reżimu hitlerowskiego, hańbę Jałty, brutalną politykę ZSRR wobec Bałtów i Finów. Jednak czy wówczas nie narazi się on naszym „europejskim przyjaciołom” z Berlina, Paryża i Moskwy? Nie chciałbym w tym muzeum oglądać ani słuchać bajeczek o niemieckim cierpieniu podczas wypędzeń. Chcę zobaczyć, że wojnę wywołali Niemcy (nie naziści, jak już próbuje się upraszczać) i że z pomocą przyszli im Sowieci. Tyle w tym wątku.
Drugą chyba jeszcze bardziej elektryzującą datą jest 4 VI 1989 roku, czyli rocznica porozumień okrągłostołowych. Prawdopodobnie te obchody podzielą w Polsce historyków, publicystów, polityków a może i opinię społeczną. W mainstreamowym przekazie medialnym mamy do czynienia od prawie 20 lat z jednostronnym przekazem nakazującym traktować te wydarzenia jako polskie święto, czy „historyczny kompromis”. Trzeba doceniać wielkoduszność WojciechaJaruzelskiego, że „oddał” władzę. Obecnie w mediach przebija się obawa, czy będziemy to „polskie zwycięstwo” obchodzić godnie. Za słowem „godnie” kryje się stwierdzenie: „miejmy nadzieję, że żaden oszołom nie podważy doniosłości i słuszności porozumień okrągłostołowych”. Wszystkich mających wątpliwości co do rezultatów tamtych wydarzeń próbuje bowiem się ubrać w szaty wyznawców „spiskowej teorii dziejów”. Zapomina się w tym wszystkim, że mamy demokrację i mamy prawo oceniać wydarzenia najnowszej historii, a nie tylko bić czołem przed dobrodusznością Jaruzelskiego i bohaterstwem Wałęsy.
Chciałbym osobiście, by obchody tych wydarzeń nie zaszkodziły i nie zakneblowały debaty na temat Okrągłego Stołu. Z drugiej strony mam nadzieję, że nie dojdzie do niesmacznych i kompromitujących wydarzeń związanych z konfliktem mającym swój rodowód w piaskownicy, a który toczy się do dziś z udziałem Lecha Wałęsy i Lecha Kaczyńskiego. Na święto (jak kto woli cud, albo hańbę) Okrągłego Stołu przyjedzie wielu zagranicznych gości, w tym nowy prezydent USA, Barack Obama. Mam nadzieję, że nie najemy się wstydu przez stare animozje obu Lechów. Tak więc, nowy 2009 rok pełen będzie rocznic. Miejmy nadzieję, że polityczna poprawność nie ocenzuruje debaty, a ludzka małostkowość nie przerodzi tych wydarzeń w polityczny cyrk.
Socjolog, pasjonat fotografii